Mój syn długo mnie nie zapoznawał ze swoją przyszłą żoną. Potem powiedział, że zamierza się ożenić, bo ona spodziewa się dziecka. Okazało się, że jest od niego dużo starsza i ma dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa. Byłam zasmucona
Swojego syna Piotra wychowywałam sama, mąż zostawił mnie dawno temu, kiedy syn był jeszcze mały. Dałam synowi dobre wykształcenie, zawsze starałam się, aby miał wszystko nie gorzej niż inne dzieci. Starałam się być dla niego prawdziwym przyjacielem, uczyłam się rozumieć swoje dziecko.
Lata mijały, Piotr dorósł, ale jednocześnie bardzo oddalił się ode mnie. Wiedziałam, że spotyka się z kimś, ale ani razu nie widziałam tej dziewczyny.
Ale jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że to nie młoda dziewczyna, a zwykła kobieta, która ma prawie 30 lat, podczas gdy mój syn ma tylko 24 lata. Ale to nie było jeszcze najgorsze, bo ona ma dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa. Ta kobieta żyje tylko z zasiłku dla dzieci i dobrych alimentów, w ogóle nie pracuje. Zawozi dzieci do przedszkola, a w ciągu dnia spotyka się z moim synem.
I o tym bym może nigdy się nie dowiedziała, gdyby ta kobieta nie była już w ciąży. Ojcem tego dziecka jest mój syn. Dlatego spokojnie mi to zakomunikował, że już zamierza się ożenić.
Byłam przeciwna, ale mój syn i tak się ożenił, nawet bez mojej zgody.
Gdy moi krewni i przyjaciele dowiedzieli się, co spotkało mnie, niby mnie we wszystkim wspierali, ale czuję, że wszyscy śmieją się za moimi plecami.
Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do tego, że jestem teściową. Niby do synowej nie mam żadnych pretensji, jest bardzo spokojna, porządna, dba o dzieci i mojego syna – zawsze jest czysty, nakarmiony. Urodziła mi wnuka, widać, że jest dobrą matką.
Zaczęłam ich wszystkich zapraszać do siebie na święta, ale jej starsze dzieci mnie smucą: biegają i hałasują. Mieszkają oczywiście ciasno: pięcioro w pokoju o powierzchni 24 metry kwadratowe. Wszystko kompaktowe, nawet kącik kuchenny jest, ale toaleta i prysznic są wspólne, z sąsiadami. To są bardzo nieproste warunki dla rodziny z tak wielu osób, wszystko to dobrze rozumiem.
Syn zaczął mnie prosić, aby zamienić się z nimi mieszkaniem – oni przeprowadzą się do mojego dwupokojowego mieszkania, a ja do pokoju w ich akademiku. Twierdzą, że w ogóle nie roszczą pretensji, synowa z dziećmi będzie zarejestrowana w akademiku, a do pracy mam tak samo blisko: akademik ten znajduje się bardzo blisko nas.
Szczere mówiąc, zgodziłabym się na to, oczywiście, gdyby starsze dzieci mojej synowej były moimi wnukami, ale przecież one są mi całkiem obce. Syn bardzo mnie prosi, bo im tam trudno, ale nie mogę się na to zgodzić.
Wszyscy krewni mówią mi, że postępuję źle, ale oni mnie nie rozumieją, bo nie mają takiej sytuacji, u nich wszyscy wnuki są rodzimi. Syn ciągle mnie o to prosi, ale sam wiedział, na co się decydował, wcześniej trzeba było myśleć, a nie liczyć na mnie, ja już całe swoje życie mu poświęciłam. Teraz mam oddać ostatnie?
Niech wezmą kredyt. Trochę ich mi szkoda, mają teraz trudno. Ale co mam zrobić?