Po ślubie syn przychodził do mnie w odwiedziny sam – żeby coś zjeść. Przez to relacje z synową zaczęły się psuć. Nie potrafiła gotować i nie chciała sprzątać. A potem synowa postanowiła, że powinnam im oddać moje mieszkanie
Moja synowa pochodzi z domu dziecka. Nie mówiłam o tym synowi – jeśli ten fakt go nie niepokoił, to ja postanowiłam, że to nie moja sprawa. Pobrali się i zamieszkali w jednopokojowym mieszkaniu synowej, które jakoś odziedziczyła po krewnych. Wiedząc, że dziewczyna jest sierotą, starałam się być wobec niej taktowna. Chociaż czasami szkoda mi było syna – synowa w ogóle nie umiała gotować i nie chciała sprzątać.
Nie wtrącałam się ze swoim lekkim niezadowoleniem do ich życia: doskonale rozumiałam, że to wcale nie jest ważne w kobiecie. Im więcej czasu mijało od dnia ich ślubu, tym częściej syn przychodził w odwiedziny sam – po jedzenie i pożyczyć pieniądze. Nie zapraszałam go, przychodził sam. Przez to relacje z synową zaczęły się psuć.
Logika synowej wydała mi się dość dziwna: to nie ona karmi męża, syn przychodzi do mnie sam, a winna jestem ja. Przestała odwiedzać mój dom, zabroniła tego swojemu mężowi i zdecydowanie sprzeciwiła się moim wizytom u nich.
Z synową i z nim samym nie widziałam się przez półtora roku. Czasami trzymałam telefon w ręku przez godziny, próbując zadzwonić do syna, ale nie miałam odwagi. Niedawno syn sam do mnie zadzwonił, po raz pierwszy od całego tego czasu, i poprosił o wizytę.
Pamiętając o swoich dawnych błędach, powiedziałam mu, żeby nawet nie myślał o przyjściu bez żony. Zaśmiał się i powiedział:
– Przyjdziemy razem.
W umówionym dniu przygotowałam ulubione potrawy syna i nakryłam do stołu, bo naprawdę bardzo tęskniłam za synem. Synowa podarowała mi bukiet kwiatów i uśmiechnęła się. Czyżby przestała być obrażona i postanowiła wznowić kontakt?
Ta myśl bardzo mnie zainspirowała – przecież to niezła dziewczyna. Gdy synowa zdjąła płaszcz, zobaczyłam, że jest w ciąży – będę miała wnuka lub wnuczkę.
Przy stole panowała swobodna atmosfera, bardzo miło spędziliśmy czas. Zbierając się do domu, obiecali przyjść w następnym tygodniu. Syn zaczął dzwonić co drugi dzień i pytać, czy potrzebuję pomocy:
– Mamo, pewnie ciężko jest ci samotnie w takim dużym mieszkaniu, a ty już nie masz tych lat. Jeśli czegoś potrzebujesz – od razu dzwoń, przyjedziemy.
Dzieci odwiedzały mnie co weekend. Tylko że wyraz twarzy synowej z każdym razem stawał się coraz bardziej niezadowolony. Odważyłam się zapytać, co się stało? I wtedy synowa wyjawiła:
– A pomyślałaś o wnuku? Dlaczego we troje mamy się ściskać w malutkim mieszkaniu, a ty tu żyjesz w luksusach. Trudno było sama się domyślić, że trzeba sprzedać mieszkanie? Czy myślisz, że po prostu tak do ciebie przyjeżdżamy.
Nie mogę sprzedać mieszkania, w którym spędziłam najlepsze lata swojego życia.
Zaproponowałam im swoją pomoc w kredycie: sprzedając swoje mieszkanie, synowa mogłaby wpłacić pierwszą ratę, a ja pomagałabym w miesięcznych płatnościach. Ale i to jej nie zadowoliło. Synowa odwróciła się do mojego syna i rozkazała:
– Chodźmy stąd.
Odeszli. Znając charakter synowej, nie wybaczy mi odmowy.