Powiedziałam Andrzejowi, że musi wybrać: ja albo ona. Później przekroczył próg mojego domu z rzeczami i zaczęliśmy razem mieszkać. Andrzej był ode mnie starszy o 18 lat. Ale nasze szczęście trwało tylko 2 miesiące, bo później wrócił do swojej żony. Jak się później okazało, nie bez powodu
Kiedy poznałam Andrzeja, miał 42 lata, ja wtedy 24, a jego żona 35. Pracowaliśmy razem i tak się złożyło, że się w sobie zakochaliśmy. Oczywiście nie chciałam być drugą w jego życiu i wkrótce znudziło mi się takie życie, chciałam stabilizacji i pewności. Dlatego przekonałam Andrzeja, by dokonał wyboru – ja albo ona. Nie wiem dlaczego, ale wybrał mnie, może dlatego, że nie mieli dzieci.
Odszedł od żony i zaczęliśmy mieszkać razem, w wynajętym mieszkaniu. Jedno to spotykać się, a zupełnie co innego mieszkać razem. Na początku wszystko było bardzo dobrze, ale dobrze było tylko przez pierwsze dwa miesiące naszego wspólnego życia. Trudno było nam się dogadać, myślę, że przez dużą różnicę wieku. Zaczęliśmy kłócić się z byle powodu. Byliśmy dorośli i oczywiście przypuszczaliśmy, że tak może być, ale mimo to postanowiliśmy spróbować.
Andrzej próbował mnie ciągle pouczać, wychowywać jak małą dziewczynkę, co robić, a czego nie. A ja przyzwyczaiłam się do wolności i niezależności. W pewnym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam, że nigdy nie będę taka jak jego żona. Jeśli mu coś nie pasuje, może wracać do niej. Andrzej nie zastanawiał się długo, zebrał rzeczy i odszedł. Jego żona wybaczyła mu i przyjęła z powrotem.
Byłam smutna, ale po tygodniu rozległ się dzwonek do drzwi, na progu znów stał Andrzej z rzeczami. Okazało się, że znowu odszedł od żony. Znowu byliśmy razem.
Po jego powrocie wszystko znowu było dobrze. Tak żyliśmy około dwóch miesięcy. Potem znów pokłóciliśmy się i on, nie zastanawiając się długo, znowu zebrał rzeczy i wrócił do byłej żony. Postanowiłam nie kusić już losu i przeprowadziłam się do innego miasta, zmieniłam numer telefonu, nawet naszym wspólnym znajomym o tym nie mówiłam.
Zaczęłam nowe życie. Wynajęłam mieszkanie, znalazłam pracę i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Poznałam mężczyznę w moim wieku, ale coś mi wciąż brakowało. Zrozumiałam, że brakuje mi mojego Andrzeja, jego troski i opieki.
Dwa miesiące po naszym rozstaniu rozległ się telefon. To był on, nie wiem, jak i u kogo udało mu się znaleźć mój nowy numer. Zapytał, jak się mam, czym się zajmuję, jak żyje się w nowym miejscu. Ogólnie – po prostu rozmawialiśmy. Ale potem Andrzej powiedział, że tęskni. Ale jednocześnie oboje rozumieliśmy, że nie możemy żyć razem. Długo rozmawialiśmy i zastanawialiśmy się, co dalej. W końcu zdecydowaliśmy, że będziemy się spotykać jak wcześniej.
Z czasem między nim a żoną coś się nie ułożyło, byli różnymi ludźmi, Andrzej się rozwiedział.
Teraz żyje sam, a ja też żyję sama. Spotykamy się każdego dnia, ale nie odważamy się żyć razem. Rozumiem, że tak nie może trwać całe życie, ale jak inaczej, skoro inaczej nam nie wychodzi. Kocham go, ale nie chcę z nim mieszkać.