– Sami zapłacicie, przecież was kolacjami karmiłam, a produkty, wiecie, jakie drogie!
Mój narzeczony, Przemek, poszedł za radą przyszłej teściowej, ale ostatecznie uciekliśmy od mojej mamy już po półtora miesiąca.
Bardzo kocham swoich rodziców, chociaż rozwiedli się, gdy miałam tylko dziesięć lat, a ja zostałam z mamą. Z ojcem również się regularnie spotykamy, rozmawiamy i nie tracimy ze sobą kontaktu.
Teraz, kiedy mam już dwadzieścia siedem lat, doskonale rozumiem, dlaczego ojciec odszedł. Ta cecha charakteru mamy, która do tego doprowadziła, teraz nasila się, co jasno pokazuje, że przyczyna rozwodu była poważna. Mamie wiecznie brakowało pieniędzy i ciągle to zarzucała ojcu, który starał się nas zaopatrzyć we wszystko, co niezbędne, ale nie mógł zaspokoić “rosnących” potrzeb finansowych żony.
Mama stanęła przed problemami finansowymi zaraz po rozwodzie, musiała pilnie szukać pracy. Wcześniej była gospodynią domową i „główną księgową” w domu, ale musiała zmienić swój zwyczajny tryb życia. Dodatkowo musiała wprowadzić tryb oszczędności, ponieważ ojciec, mimo wszystkich zarzutów żony, zarabiał znacznie więcej.
Czas szybko mijał, skończyłam szkołę, uczelnię, poszłam do pracy, i od razu znalazłam się pod „finansowym monitoringiem” mamy. Żądała ode mnie niemal całej mojej pensji i chciała wiedzieć o wszystkich naliczeniach, od wynagrodzenia po premie i „kopertowe” bonusy. Nie szłam na konflikt, musiałam grać w „cieniową ekonomię”, przez co mama, widząc, że wydaję więcej, niż się przed nią rozliczam, wiecznie mnie podejrzewała, ale nic nie mogła zrobić, ja jako żywa szczerość wręczałam jej wydruki z wypłat, i według cyfr wszystko się zgadzało…
Z Przemysławem poznaliśmy się w pracy, pracuje jako menedżer w jednej z firm dostawczych. Szybko znaleźliśmy wspólny język nie tylko w pracy, ale i w życiu prywatnym. Przemek często mnie rozpieszczał kwiatami, słodyczami i innymi drobnymi niespodziankami. To wszystko wywoływało u mamy niezbyt pozytywne emocje („To ile on wydaje pieniędzy!”). Po pół roku Przemek oświadczył się, jak przystało, prosząc o błogosławieństwo przyszłą teściową. Oczywiście, była to z jego strony po prostu forma szacunku i uprzejmości, bo to ważne wydarzenie świętowaliśmy już wcześniej w restauracji, nie informując mojej mamy, aby uniknąć zbędnych pytań o ceny w menu.
Tego samego wieczoru musieliśmy podjąć trudną decyzję – gdzie będziemy mieszkać po ślubie. Mój narzeczony również mieszkał z rodzicami, nie planowaliśmy zamiany mieszkania, ani u nich, ani u mamy, choć w obu przypadkach były to trzypokojowe mieszkania z dobrą aranżacją. W naszych planach było „autonomiczne” życie, zarabialiśmy nieźle i, po roku czy dwóch na wynajmie, spokojnie mogliby
śmy wziąć kredyt na przynajmniej kawalerkę.
Mama, usłyszawszy, że zamierzamy wynająć mieszkanie, sprzeciwiła się z całych sił:
– Co wy, to teraz takie drogie, a ja mieszkam sama w takim pałacu, zbierzecie na swoje mieszkanie i u mnie, nawet szybciej będzie!
Słuchając maminej mowy, przepełnionej „troską”, doskonale rozumiałam, co będzie, jeśli zgodzimy się na jej propozycję, ale tego nie rozumiał Przemek i zrobił krok naprzód, znowu raczej z uprzejmości i niechęci do sprzeczki:
– A co, Natasza, sensowna propozycja, zamieszkajmy na razie u mamy, potem zobaczymy!
Nie miałam wyboru, jak tylko zgodzić się. Wiedziałam jednak, że „potem” nadejdzie bardzo szybko. I tak też się stało.
Po ślubie Przemek przeprowadził się do nas, omówiliśmy z mamą „palące” kwestie finansowe, ustaliliśmy, że będziemy płacić dwie trzecie rachunków, a jedzenie – oddzielnie. Około dwóch tygodni później mama zaczęła zapraszać nas wspólnie na kolacje, mówiąc, że przygotowała coś smacznego, świeżego, częstujcie się! Ogólnie rzecz biorąc, przyjemny moment, i kilka razy zasiedliśmy razem przy jednym stole. Zięć chwalił kuchnię teściowej, ona trochę kokieteryjnie się uśmiechała, ale za jej uśmiechem widziałam coś więcej. I nie myliłam się.
Nadszedł czas płacenia za mieszkanie. Podawałam mamie potrzebną kwotę, ale ona nagle oświadczyła:
– Sami zapłacicie, przecież was kolacjami karmiłam, a produkty, wiecie, jakie drogie!
Mój mąż miał oczy jak spodki, ale milcząco odwrócił się i poszedł do pokoju, zostawiając nas z mamą na wyjaśnienia. Upomniałam mamę, ale moje słowa do niej nie dotarły, właścicielka mieszkania upierała się przy swoim:
– Nie tak dużo przepłacicie, przecież macie przyzwoite pensje, nie wiem, jak Przemek, ale ty zarabiasz wystarczająco, żeby zapłacić za rachunki!
To było już za dużo. Odpowiedziałam trochę emocjonalnie:
– A chciałaś, żeby i Przemek nosił ci wydruki z księgowości do kontroli?
Pokłóciliśmy się z mamą, powiedziałam jej, że za mieszkanie zapłacimy, nie tylko za ten miesiąc, ale i za następny. Mama zdziwiła się, ale wyczuła podstęp:
– No dobrze! A dlaczego też za następny?
– Ponieważ poszukiwanie wynajmowanego mieszkania zajmie około miesiąca, i będziemy musieli jeszcze z tobą miesiąc, a może mniej, mieszkać, ale niech różnica będzie jak „premia” za twoją gościnność!
Mama nie znalazła, co odpowiedzieć, a ja poszłam do męża, poprosiłam, by się nie denerwował i skontaktował się ze znajomym agentem nieruchomości, aby znalazł nam opcje z mieszkaniem.
Tak więc, proces poszukiwań się rozpoczął, a tata miał sto razy rację, kiedy uciekł od mamy…