Siostra rodzi – ja siedzę z dziećmi…

Sobotni poranek zaczął się od nieprzyjemnej rozmowy z mamą. Planowałam spędzić dzień w relaksujący sposób, po prostu odpocząć od tygodnia pełnego wyzwań w pracy. Ale mama miała inne plany. Jak zwykle działała jako pośrednik między mną a moją młodszą siostrą, Aleksandrą:

– Natalia, musisz zabrać siostrzeńców na weekend, Sasza z mężem mają wielkie plany, ich przyjaciele zaprosili ich na jacht z noclegiem, a z dziećmi, sama rozumiesz, tam odpocząć się nie da.

Odpowiedziałam mamie w tym samym tonie:

– Czyli na jachcie z dziećmi odpocząć się nie da, a ja w mieszkaniu, według ciebie, jak najbardziej mogę to zrobić?

Dalsza rozmowa toczyła się jak gra w tenisa stołowego – mama atakowała, a ja skutecznie się broniłam i, z kolei, kontratakowała. Po mojej propozycji, aby mama sama zajęła się dziećmi Aleksandry, jako babcia, mama już wyraźnie poirytowana rzuciła:

– Mogłabyś pomóc siostrze, a nie zwalać wnuki na mnie, przecież wiesz, że mam problemy z ciśnieniem!

To był już szantaż, i nie mogłam nie zareagować:

– Wiesz co, ja też mam ciśnienie, co oznacza, że jesteśmy jeszcze żywe, o ciśnieniu należy martwić się, gdy go nie ma. Wszystko! Mam osobisty weekend! Jeśli zapomniałaś, to w zeszłą sobotę i niedzielę dzieci Saszy były u mnie, i mieliśmy bogaty program kulturalny, gdyby ich mamusia nie dzwoniła co pół godziny, wszystko byłoby świetnie! Teraz twoja kolej, jeśli rodzicom dzieci na wypoczynku nie są potrzebne!

Mama rozłączyła się, nie odpowiadając mi, a ja, całkowicie obudzona, zaczęłam poprawiać swoje nieco zepsute samopoczucie filiżanką kawy z koniakiem.

Moja młodsza siostra Aleksandra urodziła się trzy lata po mnie. Już w dzieciństwie byłam za nią odpowiedzialna, wszędzie byłyśmy razem, z wyjątkiem lekcji w szkole. A mama ciągle powtarzała, że jesteśmy rodziną, powinnyśmy trzymać się razem, wspierać się itp. Siostra brała to dosłownie, często wchodziła tam, gdzie jej wcale nie prosiłam, a co najgorsze, wszystko donosiła mamie – gdzie, z kim, kiedy…

Aleksandra wyszła za mąż zaraz po ukończeniu uniwersytetu i w ciągu roku urodziła nam dwóch chłopców. „Nam” – bo od pierwszego dnia ja i mama zaczęłyśmy pomagać siostrze opiekować się maluchami. A młodej mamie bardzo to odpowiadało! Gdy skończyło się karmienie piersią drugiego syna, zaczęła jak na rozkaz informować, kto ma przyjść po dzieci, bo ma sprawy.

Ale najciekawsze, że gdy zajmowałam się siostrzeńcami, Aleksandra nieustannie kontrolowała wszystko – karmienie, sen, jak ubrani, gdzie poszli itd. Jej telefony po prostu terroryzowały mnie bez końca, a potem po prostu wyłączałam telefon, żeby nie denerwować się z byle powodu.

Czasami, gdy siostra nie wytrzymywała i dzwoniła do zamkniętego telefonu, przyjeżdżała zobaczyć na własne oczy, co

robimy. Wchodziła na „mównicę” i zaczynała mi wykładać, jak gotować kaszę, jakim mydłem lepiej myć dzieciom ręce… Oczywiście, przerywałam ją, ale za każdym razem działo się to samo.

Kocham swoich siostrzeńców, i oni też mnie kochają, zawsze z radością pędzą do cioci Sylwii, bo nie siedzę z nosem w telefonie, jak robi siostra, ale aktywnie spędzam z nimi czas, stąd taka ich reakcja.

Ale dziś chcę być sama i w ciszy, bez wymyślania różnych gier i rozrywek, wreszcie zająć się planowaną książką, a także po prostu poleżeć i pospać. Mam do tego prawo!

A z jachtem niech sobie radzą sami. Wydaje mi się, że chłopcy byliby zachwyceni spacerem pod żaglami, ale rodzice tego nie rozumieją i nie chcą się wysilić dla swoich dzieci.