Siostra rodzi – ja zajmuję się dziećmi…
Sobotni poranek zaczął się od nieprzyjemnej rozmowy z mamą. Planowałam spędzić dzień w relaksie, odpocząć po napiętym tygodniu pracy. Ale mama miała inne plany. Jak zwykle pełniła rolę pośrednika między mną a moją młodszą siostrą, Agnieszką:
– Natalia, musisz zabrać siostrzeńców na weekend, Agnieszka z mężem mają wielkie plany, ich przyjaciele zaprosili ich na jacht z noclegiem, a z dziećmi, jak sama rozumiesz, tam nie odpoczniesz.
Odpowiedziałam mamie w tym samym tonie:
– Czyli na jachcie z dziećmi odpocząć się nie da, a ja, w mieszkaniu, według ciebie, spokojnie mogę to zrobić?
Dalsza rozmowa toczyła się jak gra w tenisa stołowego – mama atakowała, a ja skutecznie się broniłam i kontratakowałam. Po mojej sugestii, żeby mama sama zajęła się dziećmi Agnieszki, jako babcia, mama, już wyraźnie zirytowana, rzuciła:
– Mogłabyś pomóc siostrze, a nie zrzucać na mnie wnuki, wiesz przecież, że mam problemy z ciśnieniem!
To już był szantaż, i nie mogłam nie zareagować:
– Wiesz, ja też mam ciśnienie, to znaczy, że żyjemy, dopiero gdy go nie będzie, wtedy będzie powód do zmartwień. Wszystko! Mam osobisty weekend! Jeśli zapomniałaś, to ostatnią sobotę i niedzielę dzieci Agnieszki były u mnie, i mieliśmy z nimi bogaty program kulturalny, gdyby ich mamusia nie dzwoniła co pół godziny, wszystko byłoby wspaniałe! Teraz twoja kolej, jeśli rodzicom dzieci na wypoczynku nie są potrzebne!
Mama się rozłączyła, nie odpowiadając mi na to, a ja, całkowicie obudzona, zaczęłam poprawiać swój nieco zepsuty nastrój filiżanką kawy z koniakiem.
Moja młodsza siostra urodziła się trzy lata po mnie. Już w dzieciństwie byłam za nią odpowiedzialna, wszędzie byłyśmy razem, z wyjątkiem lekcji w szkole. A mama ciągle powtarzała, że jesteśmy rodziną, musimy trzymać się razem itd. Agnieszka brała to dosłownie, często wchodziła tam, gdzie jej nie prosiłam, a najgorsze, że wszystko donosiła mamie – gdzie, z kim, kiedy…
Agnieszka wyszła za mąż zaraz po ukończeniu uniwersytetu i w ciągu roku urodziła nam dwóch chłopców. „Nam” – bo od pierwszego dnia ja z mamą zaczęłyśmy pomagać siostrze w opiece nad maluchami. I młodej mamie bardzo się to spodobało! Gdy skończyło się karmienie piersią drugiego syna, zaczęła, jak na rozkaz, informować, kto powinien przyjść lub odebrać dzieci, bo ma sprawy.
Ale najciekawsze, że kiedy zajmowałam się siostrzeńcami, Agnieszka nieustannie kontrolowała wszystko – karmienie, sen, jak ubrane, gdzie poszły itd. Jej telefonaty były dla mnie ciągłym terroryzowaniem, a potem po prostu wyłączałam telefon, żeby nie denerwować się z byle powodu.
Czasami, gdy telefon był zablokowany, siostra nie wytrzymywała i przyjeżdżała zobaczyć na własne oczy, cz
ym się zajmujemy. Wchodziła na „trybunę” i zaczynała mi tłumaczyć, jak gotować kaszę, jakim mydłem najlepiej myć dzieciom ręce… Oczywiście, przerywałam ją, ale za każdym razem sytuacja się powtarzała.
Kocham swoich siostrzeńców, a oni też mnie kochają, zawsze chętnie przybiegają do cioci Natalii, bo nie siedzę z nosem w telefonie, jak robi siostra, tylko aktywnie spędzam z nimi czas, stąd taka ich reakcja.
Ale dziś chcę być sama i w spokoju, bez wymyślania różnych gier i rozrywek, wreszcie zabrać się za planowaną książkę, a także po prostu poleżeć i pospać. Mam do tego prawo!
A co do jachtu, niech sobie sami radzą. Wydaje mi się, że chłopcy byliby zachwyceni wycieczką pod żaglami, ale rodzice tego nie rozumieją i nie chcą się wysilić dla własnych dzieci.