— Spójrz na siebie! Nawet wstydzę się z tobą wyjść na ulicę!
Jesteśmy z mężem w związku małżeńskim nieco ponad rok. Długo zabiegał o moje uznanie, ale nie spieszyłam się z odwzajemnieniem uczuć. Jednak w końcu wszystko jakoś się ułożyło i zostałam jego żoną. Moja mama była zachwycona — bardzo go polubiła. Rzecz w tym, że Wojciech pochodził z bogatej rodziny, a dla mamy pieniądze zawsze były priorytetem. Jego ojciec miał własną firmę. Wojciech w swoich 20 latach zajmował kierownicze stanowisko i dobrze zarabiał.
Kilka miesięcy po ślubie zaszłam w ciążę. Wszyscy byli szczęśliwi, bo dziecko było zaplanowane. Jednak ciąża była bardzo trudna. Połowę czasu spędziłam na łóżku szpitalnym. Nawet po wypisaniu lekarze zalecili mi pozostać w łóżku.
Z powodu siedzącego trybu życia i leczenia hormonalnego znacznie przytyłam. Nie miałam możliwości stosować diety ani ćwiczyć. Chciałam jak najszybciej wyzdrowieć, by żyć pełnią życia.
Od razu poczułam chłód ze strony męża. Patrzył na mnie inaczej. Rozumiałam, że przestałam go przyciągać jako kobietę. Nawet nie odwiedzał mnie w szpitalu. Wkrótce zaczął spać w salonie — do sypialni, gdzie ja byłam, w ogóle nie wchodził. Naturalnie, to wszystko mnie raniło. Mąż wracał do domu jak na katorgę. Nie chciał spędzać ze mną czasu.
Kiedy próbowałam wyjaśnić sytuację, zarzucił mi, że pogorszyłam się w wyglądzie. Powiedział, że nie dbam o siebie, dlatego wstydzi się ze mną nawet wyjść na ulicę. Trzymałam się z ostatnich sił, by nie płakać przy nim. Odpowiedziałam mu w złości, że taka stałam się, bo urodziłam mu dziecko. Pokłóciliśmy się mocno, więc spakowałam rzeczy i pojechałam do rodziców. Nie jesteśmy razem już od dwóch tygodni — mąż nie dzwoni i nie pisze. Gdyby nie córka, nie wiem, co by ze mną było. Prawdopodobnie wszystko zakończy się rozwodem.