— Twój mąż odszedł, bo w ogóle nie umiesz nic robić w domu!
Nie chciałam nawet myśleć o związkach po rozwodzie, ponieważ zajmowałam się wychowywaniem dzieci. Cały dzień według planu — nie było ani chwili spokoju. Kręciłam się między przedszkolem, szkołą a pracą, a całą resztę czasu spędzałam na obowiązkach domowych.
Pewnego dnia koleżanka zaproponowała mi zarejestrowanie się na portalu randkowym. Nie bardzo to przyjęłam, przecież nie mam już 20 lat, żeby się takimi bzdurami zajmować. Jednak Alla była uparta, więc się poddałam.
Odezwało się do mnie od razu kilku mężczyzn. Spośród wszystkich rozmówców zainteresował mnie tylko jeden, więc mu odpowiedziałam. Po kilku dniach umówiliśmy się na spotkanie.
Nie był znowu takim przystojniakiem, ale coś mnie w nim urzekło. Był bardzo skromny, zamknięty w sobie. Powiedział, że jest po rozwodzie nie od dziś. Nie ma dzieci. Z jego słów zrozumiałam, że żona go zdradziła, co było powodem rozwodu.
Po jakimś czasie zdecydowaliśmy zamieszkać razem. Wiktor przeprowadził się do mnie, bo miał jednopokojowe mieszkanie, a ja mam dwoje dzieci. Po prostu byśmy się tam nie zmieścili.
Już podczas pierwszego wspólnego śniadania dowiedziałam się, że Wiktor nie je jajek. Wymienił mi masę potraw, których nie może znieść. Okazało się, że nie je też mięsa — tylko kurczaka.
Na obiedzie też znalazł, do czego się przyczepić. Wiktor powiedział, że moje puree ma niewłaściwą konsystencję — są w nim grudki. I że źle zaparzyłam kawę. Zbyt gorzka i mocna.
Gdy moja cierpliwość się skończyła, zaproponowałam Wiktorowi, aby jadł osobno. To doprowadziło do kłótni.
— Wam też by się przydało zwracać uwagę na dietę, bo jecie sam śmieciowy pokarm. Trzeba się przyzwyczajać do zdrowego jedzenia — to korzystnie wpłynie na waszą formę fizyczną! — oznajmił mi.
— Ale moje dzieci nie będą jeść tego, co ty chcesz. I nie zamierzam ich zmuszać, bo mnie wszystko odpowiada.
— Od dzieciństwa trzeba przyzwyczajać do reżimu, żeby potem nie było problemów!
Później stwierdził, że źle pierzę. Nauczał mnie, jak właściwie dosypać proszek, obliczyć dawkę i dzielić ubrania według kolorów.
— Ira, nie dodawaj odżywki. To niszczy ubrania — oznajmił Wiktor.
— Skąd ty wziąłeś takie bzdury? Ona wręcz przeciwnie, czyni je miękkimi i pachnącymi.
— Wiesz, teraz rozumiem, dlaczego od ciebie mąż odszedł. Ty przecież w ogóle nic nie potrafisz robić!
Powinnam była go od razu wyrzucić, ale jestem zbyt dobra i serdeczna. Poprosiłam Wiktora, aby po prostu nie wtrącał się do moich spraw i zostawił swoje pretensje dla siebie.
Ale przed Nowym Rokiem sytuacja w końcu zbliżyła się do swojego logicznego zakończenia.
Zadzwoniłam do Wiktora i poprosiłam, aby kupił produkty. Zignorował moją prośbę, więc musiałam to zrobić sama.
31 grudnia obudziłam się wcześniej i zabrałam się za sprzątanie. Wiktor spytał, co będę gotować. Moja odpowiedź go nie zadowoliła, ale nic nie powiedział.
Gdy zaczęłam kroić sałatkę, stwierdził, że źle to robię:
— Nie trzeba tak grubo kroić marchewki. Wtedy nie będę jeść sałatki.
— Nie jedz, weź coś innego.
— A koniecznie trzeba dodawać majonez? Wiesz, ile ma kalorii?
— Zrobiłam domowy, to nie kupny.
— Tak sobie pomyślałem… Nie będę z wami świętować Nowego Roku. Nie chcę psuć swojego zdrowia i samopoczucia. Teraz rozumiem twojego męża!
— Wiesz co? Spakuj rzeczy i idź tam, gdzie poszedł on!
— Iroczka, nie denerwuj się — pożałujesz! Chcę tylko, abyś dbała o swoje zdrowie.
— Nie będę się pod ciebie dostosowywać i zmieniać swoich zwyczajów. Jak i moje dzieci! A ty znajdź sobie taką, która będzie spełniać wszystkie twoje kaprysy.
Nie zamierzam trzymać się za „spodnie” i służyć temu panu. Po prostu go wyrzuciłam, ponieważ miałam dość jego zachowań. Okazuje się, że żyliśmy razem tylko dwa miesiące.
Później spotkałam mężczyznę, który dał mi to, czego mi brakowało. Stał się dla mnie oparciem i wsparciem. Nie uczy mnie prania i gotowania, a jeszcze akceptuje mnie taką, jaka jestem. Jesteśmy razem już rok — przygotowujemy się do ślubu.