Pracuję jako taksówkarz już około roku. Praca ta oczywiście nie jest najłatwiejsza ani najbardziej prestiżowa, ale za to zawsze jest gwarantowany zarobek. I ustalasz sobie grafik sam, jakbyś był własnym szefem.
Niedawno zdarzyła się taka sytuacja. Przyjechałem na wezwanie, a pod blokiem stoją moja była żona, nasze dwoje dzieci i z nimi łysawy facet – jej nowy mąż. No cóż, spotkanie nie należało do przyjemnych. Czasami dzwonimy do siebie w sprawie dzieci, a ze swoimi urwisami spędzam weekendy.
Wszyscy wsiadli do samochodu. Jeszcze pomyślałem – co za zbieg okoliczności. Skąd wiedziała, że tu pracuję. Jedziemy, była mówi: “Jedziemy do mojej mamy na jubileusz. A ty jej chociaż złożyłeś życzenia?” Odpowiadam: “Dlaczego miałbym? Teraz to dla mnie obca osoba.” A ona ciągle dopytuje: “A pracujesz teraz w taksówce, tak? I ile zarabiasz? Wystarcza ci na życie? Jak coś, to możesz iść do pracy do firmy mojego męża, co Tolik? I może będziesz mógł płacić większe alimenty”. I jeszcze mruga, szelma. A jej mąż tylko jedzie i dyszy. Nic nie mówi.
Ledwie się powstrzymałem, żeby nie powiedzieć wszystkiego, co myślę o jej mężu i jej kochanku. Postanowiłem nie przypominać sobie, jak odeszła ode mnie wtedy, kiedy mnie zwolnili z fabryki i zostałem bez pracy. Zrobiło mi się jakoś niedobrze od tego wszystkiego. Pożegnałem się z moimi dziećmi i życzyłem im, aby dobrze spędzili czas u babci. W weekendy się z nimi spotkam i mam nadzieję, że dobrze spędzimy czas w parku.