Synowa jest oburzona, że nikt nie chce się zająć jej dzieckiem. A dla kogo go urodziła, dla mnie? Obwinia wszystkich dookoła, że nikt jej nie pomaga.
Ja jednak uważam, że to wszystko przez Martę. Gdyby nie jej zachcianki, mój syn brałby udział w wychowywaniu dziecka, a teraz musi ciężko pracować. Chodzi o to, że zażądała od niego samochodu jako prezentu po narodzinach syna. A to wszystko przy tym, że mieszkają na kredyt hipoteczny.
Od razu powiedziałam synowi, by nie ulegał żądaniam żony. Jakby tego było mało, że i tak tylko on zarabia podczas jej urlopu macierzyńskiego, to jeszcze miałby brać kolejny kredyt. A przecież rata hipoteczna za trzypokojowe mieszkanie i tak jest wysoka.
Zawsze zauważałam u synowej jakieś nieuzasadnione dążenie do luksusu, mimo że dorastała w zwyczajnej rodzinie. Czasem domagała się od mojego syna takich rzeczy, że włosy jeżyły mi się na głowie. A on ją kocha i spełnia wszystkie jej życzenia.
My z mężem pomagaliśmy młodej rodzinie, jak tylko mogliśmy. Sprzedaliśmy działkę i wszystkie pieniądze oddaliśmy synowi, by wydał je, jak uzna za stosowne. Mogli bez problemu kupić kawalerkę bez kredytu, ale synowa zaczęła histeryzować, że będzie im za ciasno.
Uważam, że powinni przetrwać okres macierzyństwa w kawalerce, a potem myśleć o powiększeniu. Czyż nie mam racji? Wtedy mój syn nie musiałby harować na dwóch etatach.
Żona przekonała go i kupili trzypokojowe mieszkanie. Rata jest znaczna. Zanim ona poszła na urlop macierzyński, jakoś sobie radzili, ale potem syn musiał sam ciężko pracować, aby spłacić bank.
Moje zdanie nikogo nie interesowało, więc milczałam. Synowa nalegała na szybką przeprowadzkę, żeby dziecko urodziło się już w ich własnym mieszkaniu, więc musieli wziąć jeszcze kredyt na remont. Ogólnie, kompletny koszmar. Oczywiście, zarówno my, jak i rodzice synowej, wspieraliśmy młodych w tym trudnym okresie.
Pod koniec ciąży u Marty pojawiła się nowa zachcianka. Nagle postanowiła, że pilnie potrzebuje samochodu. Twierdziła, że skoro rodzi syna swojemu mężowi, to on po prostu musi ją uszczęśliwić takim prezentem.
Nie mieli kompletnie żadnych pieniędzy, ale synowa miała to gdzieś. Histeryzowała i domagała się, by spełnił jej życzenie, bo przecież będzie cierpieć przy porodzie.
— Weź kredyt. Jesteś mężczyzną, czy co? — naciskała Marta na czułe punkty.
Syn wziął kredyt. Musiał zmienić pracę i jeździć na delegacje, żeby jakoś wiązać koniec z końcem. Synowa doskonale wiedziała, że będzie go zabrakować na trzy miesiące. Na początku miała to gdzieś — w końcu dziecko nie będzie wiecznie spać pół dnia. A samochód ma. Po co jej wtedy mąż? Niech haruje!
Wkrótce Marta zdała sobie sprawę, jak trudno jest zajmować się dzieckiem samemu. My nie możemy pomóc, bo pracujemy
. A ona krzyczy i obraża się!
Nam z mężem do emerytury jeszcze daleko. W weekendy jeździmy na działkę, bo ogród i sad żywią całą rodzinę. Nie mamy ani minuty, by opiekować się wnukiem. Oczywiście, czasem wpadamy, ale nie możemy zaoferować synowej stałej pomocy.
Rodzice synowej w ogóle mieszkają w innym mieście. Nie mogą wszystkiego rzucić i przyjechać. Tym bardziej, że z jednym dzieckiem można sobie poradzić, jeśli się nie leni.
Staramy się zastępować ją w weekendy. W takie dni synowa może zająć się swoimi sprawami. Uważam, że to w zupełności wystarczy. Nikt mi nie oferował nawet tyle pomocy.
Nie mam czasu ani ochoty codziennie zajmować się wnukiem. Synowa powinna sama sobie radzić, a ona narzeka, że wszyscy ją zostawili samą.
— Czy ja tylko dla siebie tego dziecka urodziłam? Czy tylko mi jest potrzebne? Dlaczego zawsze spoczywa na mnie? — płacze mi do telefonu.
Dostała to, czego chciała. Gdyby nie zażądała samochodu, mąż byłby przy niej i pomagał. A tak — przepraszam. Czy nowy samochód już nie jest potrzebny? Niech w takim razie przeprowadzi się do rodziców, dopóki mąż jest na delegacji. Więcej nie mogę jej poradzić.
Nie prosiłam o wnuki. Nikt jej nie śpieszył ani nie domagał się, żeby rodziła. Powinna była od początku liczyć na siebie, bo wychowanie dzieci to przede wszystkim matczyna obowiązek. Ale moja synowa ma własne zdanie na ten temat.