Gdy przekroczyłam próg jej mieszkania, poczułam się źle…

Pod nami mieszkają małżonkowie, z którymi utrzymujemy więcej-mniej normalne kontakty. Nie mają dzieci, ale mają dwa psy. A więc Joanna zaprosiła mnie do siebie na kawę po raz pierwszy. Zgodziłam się, bo wieczór miałam wolny.

Zabrałam ze sobą ciasteczka, aby nie iść w gości z pustymi rękami. Ale jak tylko przekroczyłam próg jej mieszkania, natychmiast poczułam się źle. Tak śmierdziało psami, że trudno to nawet opisać. Udawałam, że nic nie czuję. Joanna usadziła mnie w salonie, a sama poszła przygotować kawę.

W salonie był bałagan. Po co mnie zapraszała, skoro nawet nie uprzątnęła rzeczy? Obok kanapy walają się puste butelki po piwie i niedopałki. Kurz na meblach taki, że można malować obrazy. Zrozumiałam, że Joanna to daleko nie idealna gospodyni.

Gdy Joanna oznajmiła, że kawa gotowa, udałam się do kuchni. I nagle stanęłam prosto w psie odchody! Moje emocje sąsiadka usłyszała od razu – nie ukrywałam ich.

Od kawy odmówiłam. Nie miałam już nastroju. Nawet filiżanka nie budziła zaufania – była brudna i uszczerbiona. Sąsiadka zaczęła mi narzekać na swojego męża. Mówi, że zatrzymuje się w pracy, do domu nie spieszy i od jedzenia odmawia. Joanna zastanawiała się, jaka może być przyczyna.

A ja wiem! Sama bym do takiej żony-bałaganiary nie chciała wracać. Jak można żyć w takiej śwince? Moje rzeczy nasiąkły tym zapachem w ciągu godziny, a oni mieszkają w tym mieszkaniu. Oczywiście, mężczyznę to już zmęczyło, bo początkowo był przeciwny domowym zwierzętom w mieszkaniu. Jednak zdecydowałam się nie mówić Joannie prawdy i nie sugerować, by uporządkowała. Niech sami rozwiązują swoje problemy rodzinne.