I po co mi taki mąż?

Babcia wielokrotnie powtarzała mi, że gdy zamierzasz wyjść za mąż, powinnaś myśleć głową, a nie sercem. Mówiła, że miłość może zaciemnić zdrowy rozsądek i doprowadzić do nieodwracalnych zmian. Opowiadała mi, że uczucia mogą minąć, a ważne jest, aby szanować drugą osobę, brać pod uwagę jej zdanie i znajdować kompromisy.

Jednak byłem młoda i naiwna. Nie chciałam wierzyć w słowa staruszki. Tym bardziej, że byłam zakochana po uszy. Wydawało mi się, że babcine rady są już nieaktualne, bo żyła w innych czasach. Myślałam, że miłość to najważniejsza rzecz na świecie.

Właśnie dlatego wyszłam za mąż z miłości. Wtedy miałam zaledwie 20 lat. Byłam przekonana, że z tym człowiekiem przeżyję całe życie. Rodzice nie byli szczęśliwi z powodu tak wczesnego małżeństwa, ale pomogli nam z mieszkaniem. Dwa lata później zostałam mamą. Urodziłam jednego syna, a potem drugiego.

Kiedy byłam na drugim urlopie macierzyńskim, wybuchła pandemia. Wiele osób straciło pracę. Ja specjalnie przekwalifikowałam się na zdalną pracę, aby nie tracić dochodów. Mąż nie chciał nic zmieniać – leżał i czekał na koniec kwarantanny.

Teraz zarabiam trzy razy więcej niż on. Opieka nad dziećmi i obowiązki domowe również spoczywają na mnie. To, co mąż zarabia, wydaje na siebie. I zadaję sobie pytanie: po co mi wtedy mąż? Jaki sens ma obarczać się więzami małżeństwa?