– Jestem zmęczona opieką nad dzieckiem! I nikt nie chce mi pomóc!

Nasze relacje już wcześniej nie były mocne, a teraz w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Oszukała mnie, mówiąc, że idzie do pracy, a sama poszła do kawiarni z koleżankami. Zamiast niej opiekowałam się dzieckiem, a ja wyszłam na złą.

Mój syn i jego żona są już od wielu lat małżeństwem. Choć pobrali się dawno, dziecko urodziło się dopiero w zeszłym roku. Syn mówił, że muszą więcej zarabiać, żeby zapewnić dziecku godne życie, ale mam wrażenie, że to synowa nie chciała dziecka.

Razem z mężem w prezencie wyremontowaliśmy babciną kawalerkę, żeby mogli się tam wprowadzić od razu. To ładne, dwupokojowe mieszkanie, nie takie stare. Każdy by się cieszył z takiego prezentu, ale nie synowa.

Jej nic nie pasowało – zły rejon, zła planowana, i jeszcze mnóstwo innych rzeczy. Namawiała syna, żeby sprzedał mieszkanie i kupił „normalne”. Ale my z mężem odradzaliśmy mu pochopnych decyzji. Jeśli chcą inne, niech kupią za własne pieniądze – co za roszczeniowość.

Wtedy Wiktoria przestała z nami rozmawiać. Powiedziała tylko, że wnuków nie ma co oczekiwać, bo muszą oszczędzać na mieszkanie. A my się tym specjalnie nie przejmowaliśmy, bo mieliśmy już wnuki od starszego syna.

– Wiecie, my jeszcze możemy z dziećmi posiedzieć, ale później już nie wiem.

– Poradzimy sobie sami.

Wyglądało na to, że odkładali na hipotekę, ale przez dekadę nic nie zaoszczędzili. Żyli niespokojnie, często się kłócili, rozstawali, a my myśleliśmy, że to koniec. Ale zawsze się godzili.

W końcu zamieszkali w tej kawalerce, a oszczędzić im się nie udało. Nie spieszyli się z dziećmi, a my ich nie popędzaliśmy. Jakie dzieci, skoro sami jeszcze nimi są. Ale rok temu w końcu urodzili dziecko.

W momencie pojawienia się wnuka mieliśmy już po 65 lat. Zdrowie już nie to, miałam operację na nodze, zakazano mi dużo chodzić, nie mogłam obciążać kolan, a przy zmianach pogody noga mnie bolała. Miałam też inne dolegliwości.

Rzadko ich odwiedzaliśmy. Ciężko było nam tam dojeżdżać, poza tym nie chciałam mieć kontaktu z Wiktorią, a droga była daleka. Wiktoria nie była zadowolona.

– Z wnukami starszego syna siedzieliście cały czas, a tu przyjeżdżacie rzadko. Tacy z was dziadkowie.

– Jeszcze poczekajcie, aż nas zakopią, i wtedy narzekajcie, że nie przychodzimy. Już nie jesteśmy młodzi. Kiedy starszy syn miał dzieci, jeszcze mogłam biegać.

Wiktoria chyba myślała, że będziemy się zajmować wnukami, a ona będzie odpoczywać. Powiedziałam, żeby mnie wzywali tylko w ostateczności, bo już ciężko mi opiekować się małymi dziećmi.

Przez pół roku nie prosili nas o pomoc, a potem zaczęły się częste telefony. Synowa poprosiła, żebym posiedziała z dzieckiem, bo musi pilnie iść do pracy.

– Przyjęli nową pracownicę, a jej coś nie wychodzi. Terminy gonią, szefowie są przerażeni, prosili o pomoc. Jeśli teraz odmówię, potem może być ciężko w pracy. Dzisiaj ludzie nie rezygnują z pracy. Będę szybko!

Zebrałam się i pojechałam. A co miałam zrobić? Wróciła, jak obiecała.

Później zaczęła dzwonić coraz częściej. W pracy ciągle ją wzywali, a ktoś musiał zajmować się dzieckiem. Skrzypiałam, brałam tabletki, ale jeździłam.

Ostatnim razem przyszłam, a jej już nie było, i zauważyłam, że nie mam swoich tabletek. Poszłam je kupić. Zanim się ubrałam, ubrałam wnuka, minęła około godzina. Poszliśmy na spacer do apteki.

Odwiedziliśmy kilka aptek, zanim znaleźliśmy to, co potrzebne. Ostatnia apteka była w centrum handlowym. Ubierałam wnuka w rękawiczki, kiedy zobaczyłam, jak z centrum wychodzi Wiktoria z koleżankami, zadowolona, z jakąś torbą. Na pewno nie wracała z pracy.

Stałam, patrzyłam na to, i nawet jej nie zawołałam. Zobaczyłam, jak weszły do kawiarni, i wróciłam do domu z wnukiem, zastanawiając się, co to miało znaczyć.

Wiktoria wróciła godzinę po nas. Wyglądała, jakby naprawdę pracowała. Krzyczała na nową pracownicę, że wszystko robi źle. Zapytałam ją, czy nowa pracownica przeszkadzała jej w kawiarni czy w centrum handlowym. Zdziwiła się i próbowała udawać, że nie rozumie, o co chodzi.

– A co, śledziliście mnie?

– Nie, po prostu tak wyszło.

Kiedy zrozumiała, że nie ma sensu się tłumaczyć, zaczęła mówić, że ma prawo odpocząć. I zrobiła mnie winną.

– Jestem zmęczona opieką nad dzieckiem! I nikt nie chce mi pomóc!

Powiedziałam jej, że więcej nie będę przychodzić i zajmować się dzieckiem. Wieczorem powiedziałam to synowi. Powiedziałam, że chętnie przyjmę wnuka, jeśli sam go do nas przywiezie, ale nie chcę widzieć synowej.

Potem zaczęła do mnie pisać, że chcę ich z synem poróżnić. Mam nadzieję, że wnuk pójdzie w ślady ojca.