Wychowywała mnie samotnie mama. Od dzieciństwa nie układały nam się relacje, zawsze mówiła mi, że to mieszkanie, w którym mieszkamy, należy wyłącznie do niej, nic tam nie jest moje. Nie wiem, po co było to mówić małemu dziecku, ale tak było. Mieszkałyśmy z mamą we dwie, miałam niby osobny pokój, ale nie był on naprawdę mój, wszystko należało do matki.
W dzieciństwie wszystkie dzieci kochają swoje mamy, jakie by one nie były. Ja swoją też kochałam, ale z wiekiem zaczęłam rozumieć, że ta miłość jest jednostronna. Jeśli przestrzegałam zasad mamy i nie przyciągałam uwagi, ona po prostu mnie ignorowała.
Po szkole dostałam się na studia w naszym mieście. Mamie było wszystko jedno, jak skończyłam szkołę. Ale gdy tylko skończyłam osiemnaście lat, przyszła do mnie do pokoju, żeby porozmawiać.
Mama powiedziała, że jestem teraz dorosła, więc mogę albo spakować swoje rzeczy i się wyprowadzić, albo zostać tutaj i płacić jej czynsz. Przestała mnie również karmić i ubierać, bo, jak twierdziła, wykonała już swój obowiązek.
Byłam w szoku, że tak można postąpić z własnym dzieckiem. Nie miałam wtedy pracy, dużo czasu pochłaniała nauka, ale nie miałam dokąd pójść. Poza mamą nie miałam żadnej bliskiej rodziny. Zgodziłam się płacić.
Tego samego dnia znalazłam pracę. Praca była nocna, wyczerpująca, a rano musiałam iść na zajęcia.
Wszystkie zarobione pieniądze szły na opłacenie pokoju u własnej matki i zakup najtańszych produktów spożywczych. Ciągle chciało mi się spać. Po kilku miesiącach było łatwiej, awansowano mnie na pomoc kuchenną, płacili więcej, a grafik był dzienno-wieczorny. W pracy poznałam mojego przyszłego męża.
Pracował jako kelner, również dorabiał w wolnym od nauki czasie. Wynajmował mieszkanie. Na początku się spotykaliśmy, a kiedy zaczęłam mu bardziej ufać, opowiedziałam mu o mamie i naszych relacjach.
Początkowo nie mógł uwierzyć, że coś takiego jest możliwe. Rodzice mojego narzeczonego mieszkali w prywatnym domu w małym miasteczku, pracowali na lokalnej produkcji i zarabiali niewiele, mieli jeszcze dwie młodsze siostry w wieku szkolnym. Ale nawet w takiej sytuacji starali się pomagać synowi, jeśli nie pieniędzmi, to warzywami z własnego ogródka.
Dowiedziawszy się, ile płacę matce, zaproponował mi, żebym przeprowadziła się do niego. Wynajmowanie mieszkania we dwoje było znacznie tańsze. Nawet się nie zastanawiałam nad jego propozycją, od razu się zgodziłam. Pomógł mi zabrać rzeczy z mieszkania mamy.
Jej wiadomość o mojej przeprowadzce niewiele ją zainteresowała. Przeliczyła, ile jestem jej winna, a potem cały czas stała obok nas, gdy wynosiliśmy rzeczy. Chyba bardzo bała się, że mogę zabrać coś jej, na przykład fotel czy stół.
Nie miałam wiele do wyniesienia – książki i zeszyty, ubrania i tyle. Kołdrę, poduszkę i pościel mama oddać odmówiła. Przy wyjściu zabrała klucze i ostrzegła, że następnego dnia zmieni zamki. Mój chłopak obserwował wszystko z szeroko otwartymi oczami, a kiedy za nami zamknęły się drzwi, stwierdził, że gdyby nie wiedział, że to moja mama, pomyślałby, że to niezbyt życzliwa właścicielka mieszkania.
Od tego czasu mama ze mną nie rozmawiała. Na początku jeszcze dla jakiegoś powodu pisałam jej życzenia z okazji świąt, ale potem zrozumiałam, że piszę w próżnię i przestałam. Rodzinę znalazłam u męża i jego krewnych, którzy otoczyli mnie taką troską, że na początku było mi aż dziwnie.
Minęło ponad dziesięć lat, teraz mama potrzebuje mojej pomocy, uważa, że powinnam dawać jej pieniądze na jej utrzymanie, bo coś jej jestem winna.