Mąż nie chce wpłacać swojej pensji do wspólnego budżetu rodzinnego.
Mój mąż jest tak skąpy, że trudno to opisać. Zauważyłam to na początku, ale miłość przesłoniła mi zdrowy rozsądek. Liczyłam, że w życiu rodzinnym będzie inaczej.
Zaczęliśmy mieszkać razem pół roku po poznaniu. Czynsz za mieszkanie płaciliśmy po połowie. Jednak za zakupy spożywcze odpowiadałam ja. Igor specjalnie unikał dawania mi pieniędzy na to. To nie przeszkodziło mi wyjść za niego za mąż. Teraz rozumiem, że to był błąd. Powinniśmy najpierw omówić kwestie finansowe, zanim zdecydowaliśmy się na małżeństwo.
Nigdy nie myślałam, że żona powinna żyć na koszt męża. Uważam, że oboje małżonkowie powinni przyczyniać się do finansowego utrzymania rodziny, zgodnie ze swoimi możliwościami. Osiągnęłam sukcesy zawodowe, więc moje zarobki są porównywalne z zarobkami męża.
Obecnie irytuje mnie to, co dzieje się w naszej rodzinie. Po trzech latach małżeństwa moje różowe okulary się rozbiły, i zaczęłam dostrzegać rzeczywistość.
Po ślubie rozważaliśmy wzięcie kredytu hipotecznego, ale na szczęście do tego nie doszło. Cieszę się z tego, bo musiałabym spłacać go sama. Nasz rodziny budżet składa się teraz tylko z moich pieniędzy.
Mąż trochę pomaga płacić za mieszkanie i rachunki, ale na tym kończy się jego wkład w budżet rodziny.
Prawie nigdzie nie chodzimy. Nie dostaję od niego prezentów. Mąż kupuje sobie drogie i markowe ubrania, bo ma dużo wolnych środków. Ja muszę zadowalać się tymi groszami, które zostają po wypłacie. Czy to sprawiedliwe?
Czas mija, ale nic się w naszej rodzinie nie zmienia. Ciągnę wszystko sama, więc jestem już wyczerpana.
Mąż mówi, że ma prawo sam decydować o swoich pieniądzach, jak uważa za stosowne. Ale ja się z nim nie zgadzam.
Nawet gdy zaprasza mnie do kawiarni, to ja sama za siebie płacę. Jesteśmy małżeństwem! To po prostu nie mieści mi się w głowie. Znajomi śmieją się z nas. Wszyscy dziwią się zachowaniu mojego męża.
Robi wszystko, by jak najwięcej zaoszczędzić na mnie.
Ostatnio moja ostatnia nerwowa komórka pękła. Męża awansowano. Cieszyłam się, bo myślałam, że wreszcie zaczniemy inaczej żyć. Jednak moje marzenia się nie spełniły. Igor nadal wydaje wszystko na siebie, a mi nie daje grosza. Kupił sobie telefon, nowy tablet, a ja haruję, by pokryć podstawowe potrzeby.
Nie wiem, co robić. Kocham męża, więc nawet nie myślę o rozwodzie. Ale wspólna przyszłość mnie przeraża.
Co będzie, jeśli pójdę na urlop macierzyński? Mój mąż nadal będzie żył na szeroką nogę, a ja będę musiała przeżyć z zasiłków dla dzieci? Nie, ta perspektywa mnie nie cieszy.
Powinniśmy przed ślubem omówić prowadzenie wspólnego budżetu, wtedy by nie było problemów. Jak dotrzeć do męża, nie wiem. Ale szczerze mówiąc, jestem już na granicy.
Czy tak żyją normalne rodziny?