Stało się tak, że rozwiodłam się z mężem, gdy córka miała 14 lat. Całe nasze życie rodzinne byłam niezadowolona z niego, ciągle mi coś nie odpowiadało, czego teraz żałuję, bo wcale nie żyliśmy tak źle. A moja córka, patrząc na to wszystko, doszła do wniosku, że mężczyzna musi być idealny i we wszystkim słuchać swojej żony, aby w rodzinie było dobrze.
Kiedy moja córka Anna powiedziała mi, że wychodzi za mąż, wcale się nie cieszyłam. Zaczęłam ją od tego odwodzić:
– Jesteś wysoka, córko, szczupła, piękna, a Tadeusz jest niższy od ciebie, nieatrakcyjny.
Codziennie to mówiłam Annie i w końcu przekonałam ją, żeby zapomniała o Tadeuszu. Mieszkałyśmy we dwie, lata mijały, ale ona nie wyszła za mąż.
Teraz Anna ma 36 lat, jest niezamężna i straciła nadzieję, że spotka dobrego mężczyznę. Moja córka jest piękna, mądra, a nie ma szczęścia.
Niedawno dowiedziałam się, że ten sam Tadeusz, który prosił Annę o rękę, ma własny biznes, troje dzieci i piękną żonę, choć trochę wyższą od niego. Ludzie mówią, że żyją bardzo dobrze, jego żona nigdy nie pracowała, zajmowała się dziećmi, często jeżdżą na wakacje za granicę.
Nie powiedziałam Annie ani słowa o tym, dopiero teraz zrozumiałam, że to ja jestem winna temu, że jest teraz sama, sama zrujnowałam jej życie.