“Moje pieniądze należą do mnie!” — powiedział mąż i nie dał ani grosza na budżet rodzinny
Okazało się, że wyszłam za mąż za prawdziwego skąpca. Podejrzewałam to od początku, ale kochałam go, więc postanowiłam związać z nim swoje życie. Świetnie spędzaliśmy razem czas, potem wzięliśmy ślub. Początkowo wspólnie gospodarowaliśmy budżetem, ustalaliśmy wydatki. Tylko że Gienek zawsze dawał pieniądze z wielkim bólem. Musiałam wręcz wyciągać od niego każdą złotówkę.
Początkowo nie myślałam, że mężczyzna powinien całkowicie utrzymywać całą rodzinę. Przecież kobiety nie są bezmózgie i nie są bezradne. Jednocześnie w naszej rodzinie sytuacja przekroczyła wszelkie granice. Chociaż sama nigdy nie żyłam na czyimś utrzymaniu i również pracowałam, planowałam przyszłość. Jednak, wszystko wskazuje na to, że planowałam wszystko sama.
Pewnego dnia dotarło do mnie, że tylko ja inwestuję w budżet. Mąż płacił razem ze mną tylko za kredyt hipoteczny. Nie zabierał mnie do kawiarni, nie dawał prezentów. Starał się oszczędzać dosłownie na wszystkim. Ale to nie dotyczyło jego samego — siebie rozpieszczał. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, uświadomiłam sobie. Sam nosił markowe ubrania i buty, najnowsze gadżety, a mnie nawet z okazji świąt nie obdarowywał. Co najwyżej słownie.
Przez pięć lat ciągnęłam rodzinę sama. A mąż mówił, że jego pieniądze należą tylko do niego i sam chce nimi zarządzać. Wyjaśniałam mu, że skoro mamy rodzinę, to dochody są wspólne. Trzeba wszystko uczciwie rozdzielać, włącznie z obowiązkami domowymi. Przyjaciółki ostrzegały mnie, że nie przekonam go. Widziały, jak oszczędza na mnie. Nawet nie myślałam o dzieciach. Bo z takim podejściem po prostu z głodu byśmy umarli. O jakich planach na przyszłość można mówić?
Było coraz gorzej. Kiedy dostał awans i zaczął zarabiać znacznie więcej, przestał dokładać się do budżetu. Zajął się zaspokajaniem własnych potrzeb. Kupił nowoczesny sprzęt narciarski, pojechał na wakacje za granicę, odnowił telefon. A mi pozostało płacić rachunki, z czym ledwo sobie radziłam. Płakałam z żalu. Okazuje się, że ja pracuję dla nas, a on dla siebie.
Nie chcę wnosić o rozwód, bo wciąż mam do niego uczucia. Czasami myślę, że się opamięta, ale na razie tego nie zrobił. Co będzie dalej, nie wiem. Boję się. Bo o wspólnej rodzinie nie może być mowy.
Mąż tłumaczy się tym, że każdy musi myśleć o sobie. Zgadzam się, ale ja wydaję swoje pieniądze nie tylko na siebie, ale i na potrzeby rodziny. Mąż też przyczynił się do założenia rodziny, ale nie chce się w nią inwestować.
Kim jest mąż? To oparcie i ochrona, a nie kotwica, która ciągnie nas na dno. Domyslałam
się, że prędzej czy później będę musiała zakończyć te niewłaściwe relacje. Tylko że nadzieja umiera ostatnia. Być może lepiej się teraz rozstać, póki nie jestem stara i mam szansę znaleźć godnego partnera.