Niedawno zdecydowałam się na rozwód z moim mężem. Wiecie, stało mi się trudno przebywać z nim w jednym mieszkaniu. Jakoś się od niego zmęczyłam i uznałam, że samotnie będzie mi lżej
Kiedy oznajmiłam swoje postanowienie mężowi, przyjął to spokojnie. Po prostu się zgodził i tyle. Pomyślałam wtedy, że czuje to samo, dlatego spokojnie zaakceptował moje pragnienie rozwodu. Oczekiwałam, że proces rozwodowy przebiegnie spokojnie i bez problemów. W końcu jesteśmy dorosłymi ludźmi, przeżyliśmy razem wiele lat, bez nieporozumień i tak dalej. Ale wszystko było zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam.
Kiedy po raz pierwszy znaleźliśmy się z mężem w sądzie, jakby go ktoś podmienił. Zachowywał się bardzo nieładnie. Zaczął mówić o mnie różne okropności – że jestem złą gospodynią i matką, że od dawna nie zadowalałam go jako żona. W ogóle, zaczął obrzucać mnie błotem. Chociaż wcześniej, kiedy mieszkaliśmy razem, ani razu nie słyszałam niczego podobnego pod moim adresem. Ani słowa skargi. Co się z nim stało? Postanowił się na mnie zemścić? Po prostu nie rozumiałam, dlaczego tak się zachowywał.
No dobrze, gdyby na tym się skończyło. Można zrozumieć zachowanie męża – został zraniony i próbuje się odwdzięczyć tym samym. Postanowił oczernić mnie przed innymi. Ale nie, mój mąż postanowił pójść na całość. Były mąż posunął się do tego, że zaczął dzielić nasze mienie. Nie mówię, że powinien był zostawić mi wszystko i odejść z niczym. Nie, chodzi o coś innego.
Można było po prostu się dogadać. Wspólnie ustalić, co komu przypadnie, i tyle. Przecież nie jesteśmy sobie obcy i do ostatniego momentu dobrze się dogadywaliśmy. Ale nie, mój mąż postanowił podzielić majątek przez sąd. Powiedział, że inaczej nic mu nie przypadnie. Dlaczego tak pomyślał, nie wiem. Przecież nic takiego nie mówiłam. Po co sąd? Czy naprawdę chce przez to wszystko przechodzić? Można było po prostu porozmawiać ze mną i załatwić wszystko pokojowo.
Doszło do absurdu. Zaczęły się nieskończone spory, mąż wysuwał coraz to nowe żądania. Dzieliło się dosłownie wszystko. Nie uwierzycie, ale mój były mąż postanowił podzielić nawet sztućce, które kupowaliśmy. Naprawdę! Po prostu wstyd było go słuchać. No, po co mu połowa sztućców? Co będzie z nimi robił? Czy to jest po męsku? Może po prostu postanowił mi dokuczyć?
On na pewno mści się na mnie w ten sposób i chce mi zniszczyć nerwy. Po co to wszystko? Nie wiem, jak przetrwać ten proces rozwodowy i skąd wziąć siłę i cierpliwość. Jak mogłam przeżyć tyle lat z tym człowiekiem i nie zauważyć jego drobiazgowości?