Rodzice mają pustą mieszkanie, a zmuszają nas do wzięcia kredytu hipotecznego!

Rodzice uważają, że wszystko powinniśmy osiągnąć sami. W rodzinie są cztery mieszkania, a żadnego z nich nie pozwalają nam używać — wymagają, żebyśmy wzięli kredyt hipoteczny. Normalnie, co?

Zawsze żyłam w dostatku. Moi rodzice są bardzo bogaci. Jak to się mówi, urodziłam się z złotą łyżeczką w ustach. Rodzice jeszcze w latach 90. zbudowali udany biznes i osiągnęli dobre wyniki. Mimo że wielu dotknął kryzys, nauczyli się „łowić ryby w mętnej wodzie”.

Moi rodzice zaczęli handlować. Jeździli do stolicy, kupowali towar po cenach hurtowych i sprzedawali u nas z marżą. Kiedy przyjeżdżali z zakupów, zawsze przywozili mi prezenty. Szukałam niespodzianek w dużej kratowanej torbie.

Wszystkie pieniądze rodzice inwestowali w nieruchomości. Kupili jedno mieszkanie, potem drugie. Dzięki temu teraz nie muszą pracować, bo wystarcza im pieniędzy z wynajmu mieszkań. Zawsze do tego dążyli.

Rodzice wychowywali mnie surowo. Doskonale znałam wartość pieniędzy, widząc, jak mama i tata walczą o swoje miejsce pod słońcem. Bardzo się bali, że życie w dostatku mnie zepsuje, więc w wielu rzeczach mnie ograniczali. Nie chcieli, żebym uważała się za lepszą od innych.

Byłam pewna, że zawsze będę żyć dobrze i cieszyć się życiem. No bo kto miałby zatrzymać ten strumień pieniędzy, skoro rodzice zdążyli kupić cztery mieszkania? Tym bardziej, że zawsze żyli skromnie i nadal odkładali na starość. Przyzwyczaiłam się do życia na wysokim poziomie. Nie rozumiałam, dlaczego mam się ograniczać, skoro mogę sobie pozwolić na luksus. Ubierałam się tylko w markowe rzeczy, w przeciwieństwie do mojej mamy. Jadłam kolacje w restauracjach, kupowałam drogie gadżety i cieszyłam się życiem. Ale kiedy wyszłam za mąż, moje beztroskie życie się skończyło.

Obecnie mieszkam z mężem w wynajętym mieszkaniu. Czuję się jak bezdomna. Próbowaliśmy mieszkać z teściową, ale zrozumiałam, że nie mogę znieść tej wymagającej kobiety. To za dużo śpię, to źle gotuję, to jestem niegrzeczna… Było to nie do wytrzymania.

Na początku rodzice dawali mi trochę pieniędzy, więc nie musiałam pracować, ale teraz przestali mnie wspierać. Zaczęli mi wypominać, że nie pracuję. Pracuję, tylko zdalnie jako administrator strony internetowej. Ale starsze pokolenie tego nie uznaje za pracę.

Kiedy miałam dość tułaczki po wynajętych mieszkaniach, zwróciłam się o pomoc do rodziców. Byłam pewna, że mi pomogą. Ale oni odpowiedzieli:

— Czy ty te mieszkania kupowałaś? Nie! Więc nie tobie nimi dysponować! Chcesz jeździć na cudzym grzbiecie!

Jak ich nie próbowałam przekonać, twardo trzymają się swojego zdania. Rodzice kategorycznie odmawiają sprzedaży mieszkań. Wynika z tego, że muszę czekać na spadek. Z powodu upartych krewnych mamy z mężem tylko jedno wyjście — kredyt hipoteczny. Znajomi mówią, że można spróbować iść do sądu, ale czy to coś da?

Ja nigdy nie zostawiłabym swoich dzieci bez dachu nad głową!