Tak się złożyło, że po 10 latach małżeństwa rozwiodłam się z mężem. Następnego dnia pierwsza zadzwoniła do mnie teściowa. Teraz mieszkam u rodziców, ale codziennie mówią mi, żebym wróciła do Andrzeja

Moje życie rodzinne nie było łatwe. Bardzo długo, całe 10 lat, wahałam się, miałam nadzieję, że wszystko się zmieni, ale w końcu rozwiodłam się z mężem.

Andrzeja wychowywała matka, która nigdy nie wyszła za mąż. Mieszkali z babcią, więc Andrzej rósł jako dziecko, które nic nie potrafiło i nie chciało robić samodzielnie.

Mama niemal nie odstępowała go na krok, aż poszedł do szkoły. Nawiasem mówiąc, Andrzej nawet nie chodził do przedszkola, bo mama i babcia uważały, że lepiej mu będzie w domu, bo będą wiedziały, że nie jest głodny, jest ciepło ubrany i nikt mu nie zabierze jego ulubionej zabawki.

Andrzej poszedł do szkoły, a mama odprowadzała go niemal do klasy 7.

Nie będę opowiadać wszystkiego, ale powiem jedno – Andrzej już jako mały chłopiec zrozumiał, że wszyscy w rodzinie mają dbać tylko o niego, a jeśli nie ma pieniędzy i mama z babcią jedzą chudą ziemniaki, to jego to nie dotyczy, bo na jego talerzu zawsze będzie kawałek mięsa i świeże owoce.

Kiedy wychodziłam za mąż, Andrzej wydawał mi się bardzo spokojnym człowiekiem, nigdy nie kupował niczego zbędnego, często mówił o mamie, ogólnie dobra osoba. Ale kiedy zaczęliśmy razem mieszkać, bardzo się w nim rozczarowałam.

Mąż nie chciał nic robić w domu, dobrze zarabiał, miał dobrą pracę, dzięki mamie dobrze się uczył w szkole. Ale w domu jakby go nie było, wszystko musiałam robić sama, nawet męskie prace, bo Andrzej nie był przyzwyczajony do pracy w domu, mama i babcia zawsze wszystko za niego robiły. Miałam nadzieję, że się zmieni, kiedy pojawią się dzieci, że będzie się o nie troszczył.

Z czasem pojawiły się dzieci jedno po drugim, ale mąż się nie zmienił.

Przez wiele lat zajmowałam się całym domem, chodziłam do pracy, dzieci trochę podrosły i zrozumiałam, że jestem bardzo zmęczona wszystkim. Obojętność Andrzeja wobec wszystkiego nie mijała.

W końcu złożyłam pozew o rozwód.

Pierwsza zadzwoniła do mnie teściowa, zaczęła mnie obwiniać, że jestem złą żoną i przez te lata źle dbałam o męża. Wtedy, po raz pierwszy od wielu lat, powiedziałam jej, że to ona sama jest winna wszystkiemu, że wychowała takiego syna, nauczyła go, że jest jedyną osobą w rodzinie, o którą wszyscy mają dbać, a on sam nie nauczył się dbać o nikogo.

Teraz nikt mnie nie rozumie, nawet rodzice, u których teraz mieszkam, mówią, że powinnam wrócić do męża i chronić swoją rodzinę, bo jest dobrą osobą i dobrze nas traktował. Ale czy naprawdę potrzebuję takiej rodziny?