Widząc, jak teściowa bawi się z wnukami, nie można jej zarzucić braku szczerości czy udawania. Naprawdę cieszy się z kontaktu z naszymi dwoma urwisami, a jej zabawy są często bardzo pomysłowe i oryginalne. Przed wizytą szpera w internecie i wyszukuje różne ciekawe rzeczy – od zaawansowanych lekcji rysowania zwierzątek po rozwijające zawody sportowe dla dzieci.
Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku, ale u siebie w domu teściowa nie chce nas gościć, tłumacząc się starością, zmęczeniem i brakiem chęci do stania przy kuchence, jakby to była moja ulubiona czynność.
Wizyty teściowej u nas odbywają się mniej więcej raz w tygodniu, co dla mnie jest dość problematyczne, ponieważ muszę wtedy posprzątać idealnie dom i przygotować „gościnny” stół. Nie mogę przecież powitać szanownej mamy pustą herbatą. Co do porządku, teściowa na razie nie robiła uwag, ale widzę, jak dokładnie przegląda każdy kąt domu i pewnie wyciąga z tego swoje wnioski. Staram się więc, aby te jej wnioski o mnie jako gospodyni były jak najbardziej pozytywne.
Teściowa nie jest jedynym gościem w naszym domu, ale wszyscy inni nie sprawiają mi problemów, jeśli w mieszkaniu jest zwykły, codzienny „bałagan” – tu zabawki, tam ubrania. Ani moi rodzice, ani przyjaciele nie zwracają na to uwagi. Ale przy teściowej nie mogę sobie na to pozwolić – to taki mój punkt honoru!
Zazwyczaj wizyty babci u wnuków (bo nie sądzę, że tak bardzo chce mnie widywać) odbywają się pod nieobecność mojego męża. On pracuje na półtora etatu, żeby utrzymać naszą rodzinę, i wraca późno. Chciałabym, żeby mąż mógł odpocząć i spędzić czas z dziećmi, więc rada jego mamy, żeby organizować jej wizyty w weekendy, kiedy on jest w domu, a ja miałabym wtedy „uciekać”, nie jest dla mnie. Jak mogłabym zostawić męża samego z jego mamą? Tym bardziej, że gdy przychodzi, to nic nie robi w domu – tylko bawi się z wnukami.
W przeciwieństwie do teściowej, my często odwiedzamy moich rodziców. Dziadek nawet urządził w jednej z pokoi siłownię, żeby wnuki mogły wyładować swoją energię. Natomiast jak wygląda mieszkanie babci Zosi, nasze dzieci, w wieku pięciu i sześciu lat, nadal nie wiedzą. Nawet na ich urodziny babcia zaprasza nas do kawiarni na lody – tanio i wygodnie, kupuje wszystkim po porcji lodów i nie musi się martwić o torty i inne przysmaki.
Moje subtelne sugestie, że chętnie byśmy ją odwiedzili, teściowa natychmiast ucina. Raz musi załatwiać formalności, raz idzie do dentysty, a innym razem wymyśla coś innego, i zawsze brzmi to tak przekonująco, że trudno się przyczepić. Kiedyś postanowiłam sprawdzić jej inwencję i gdy usłyszałam, że dziś nie można, z maksymalną bezpośredniością powiedziałam, że szkoda, więc przyjdziemy jutro. Teściowa, słysząc to podstępne stwierdzenie, aż się zakrztusiła i wymyśliła coś niezbyt przekonującego, że sąsiadka prosiła ją o pomoc.
Czasami żartuję z mężem, że może chociaż na zdjęciach pokażemy dzieciom mieszkanie babci. On wzdycha i rozkłada ręce: „Co ja mogę zrobić?” Więc pewnie nic się nie zmieni, będę musiała mobilizować się co najmniej raz w tygodniu i witać teściową z uśmiechem…