Właśnie zaszłam w ciążę, a moja teściowa już zażądała dowodów, że ojcem dziecka jest mój mąż, a nie ktoś inny

Wspólne mieszkanie z teściową trwało krótko, zaledwie dwa miesiące. Ale nawet przez ten krótki okres zdążyła mnie tak zdenerwować, że byłam gotowa uciec na koniec świata, byle tylko nie widzieć się z drogą mamą każdego dnia.

Wynajęliśmy małe mieszkanie. Ale w tamtym okresie ceny wynajmu były szalone, takie jak miesięczna rata kredytu hipotecznego. Rozważając wszystkie “za” i “przeciw”, z mężem, Tomaszem, zdecydowaliśmy, że pora zadbać o własny dach nad głową. Zaciskając pasa, zrezygnowaliśmy z weekendowych wypadów do restauracji, Tomasz nawet rzucił palenie – oszczędności na wszystkim. Dodatkowo wzięliśmy dodatkowe prace. Tomasz wieczorami roznosił ulotki, a ja sprzątałam w kawiarni.

Każdą wolną złotówkę odkładaliśmy na lokatę, a suma na niej rosła bardzo przyzwoicie, plus odsetki. Tomasz wspomniał swojej matce o naszych planach, a teściowa zaczęła rzucać wędkę z prośbami o pożyczenie pieniędzy. Oczywiście, takie długi nigdy nie są zwracane, więc bardzo mądrze zrobiliśmy, otwierając lokatę na mnie. Tomasz odsyłał matkę do mnie, a ja uprzejmie, lecz stanowczo odmawiałam, powołując się na utratę dużych pieniędzy na odsetkach. Również zasugerowałam teściowej wzięcie karty z limitem kredytowym w banku, ale taka propozycja jej nie odpowiadała, bo pieniądze bankowe trzeba by było zwrócić. I nagle teściowej przestało zależeć na nowej lodówce, pralce, telewizorze…

Po dwóch latach ciężkiej pracy i oszczędności uzbieraliśmy potrzebną sumę na pierwszą wpłatę kredytu hipotecznego. Kolega szkolny Tomasza, który pracował w agencji nieruchomości, wiedział, że szukamy odpowiedniego miejsca, i wkrótce znalazł odpowiednią opcję – przestronne dwudziestometrowe mieszkanie. Kolega podszedł do prośby Tomasza bardzo odpowiedzialnie, więc nie mieszkaliśmy długo w naszym jednopokojowym mieszkaniu, zaledwie rok. Po przebiegu dokumentów i lekkiej stracie na opłatach bankowych, wymieniliśmy to mieszkanie na dwupokojowe, ale bez remontu.
To były dla nas prawdziwe pałace! Kilka miesięcy prawda zajęło nam remont i wszystko inne, obrosło kredytami, ale wynik był tego wart – przytulne mieszkanie, z remontem, nowymi meblami i sprzętem AGD.

Nie świętować takiego wydarzenia byłoby po prostu nieprzyzwoite, więc my z Tomaszem, jako ludzie szanujący tradycje, zorganizowaliśmy parapetówkę. Zaprosiliśmy, jak to zwykle bywa, moich rodziców, brata i oczywiście drogą mamę – moją drogocenną teściową. Teść odszedł z życia jeszcze przed naszym ślubem, miałam wrażenie, że po prostu nie wytrzymał presji ze strony żony, ale to nieistotne.

Przy stole wszyscy (oprócz teściowej) nas gratulowali, cieszyli się z tego wspaniałego

nabytku. Moja mama w kolejnym toaście ogłosiła, że chce zostać babcią, mówiąc, że teraz na to są wszystkie warunki. A teściowa interesowała się tylko, na kogo mieszkanie jest zapisane i ile jeszcze trzeba za nie spłacić. Tomasz żartobliwie odmachnął od tych niekulturalnych pytań, ale teściowa po jakimś czasie poprosiła go, aby wyszedł z nią do kuchni, gdzie, jak potem się dowiedziałam, rozpoczęła generalne pranie mózgu.

Teściowa proponowała Tomaszowi, aby przepisał swoją połowę naszego mieszkania na nią “na wszelki wypadek”, ponadto całkiem poważnie uważała, że jak tylko urodzę dziecko, od razu złożę wniosek o rozwód. Skąd miała taką pewność, nie wiadomo, tylko ostatnie zdania o rozwodzie i dziecku teściowa wypowiedziała zbyt głośno, słychać je było nawet w pokoju.

Moja mama zasmuciła się, a ja, będąc pewna swojego męża, stwierdziłam, że teraz zrobię „strzał kontrolny”. Gdy teściowa i Tomasz wrócili z „negocjacji”, poprosiłam o głos. Podziękowałam Tomaszowi za to, że zawsze mnie we wszystkim wspiera i dodałam, że mam dla niego i wszystkich innych wspaniałą wiadomość – za dziewięć miesięcy zostanę mamą, Tomasz – tatą, a wszyscy inni zdobędą statusy babć, wujków itd. Moi krewni zakrzyknęli „hurra”, a teściowa – jakby zjadła cytrynę, tak nie na miejscu okazał się mój toast, wręcz sól na ranę jej nasypał.

Ale jej emocje były mi całkowicie obojętne, główne, że mój mąż był w siódmym niebie z usłyszanego. Tomasz zabrał mi kieliszek z rąk i podniósł mnie na ręce, mówiąc:

— A przyszłym mamom to już nie wolno!

Moi znowu się zaśmiali, a teściowa, wydawało się, zaskrzypiała zębami z „radości” i nie omieszkała dodać łyżki dziegciu:

— Jeszcze nie wiadomo, czyje to dziecko, jak się urodzi, zrobimy badanie DNA, wtedy będzie widać!

To było wyraźne przegięcie ze strony teściowej, ale postanowiłam nie psuć sobie nastroju, przede wszystkim sobie, i odpowiedziałam w tym samym tonie:

— Mogę nawet teraz udowodnić, że dziecko jest od waszego syna! Daję słowo! Może sami chcecie zobaczyć?

Z tymi słowami zaczęłam podnosić spódnicę. Teściowa otworzyła usta z zaskoczenia, a moja mama machała rękami:

— Natalko, co ty robisz?

Krótko mówiąc, nasza kłótnia z teściową oczywiście zepsuła parapetówkę. Odeszła zaraz po słowach mojej mamy, moi poszli za nią, a my z Tomaszem zostaliśmy sami i, co dziwne, w doskonałym nastroju.