Mój mąż wciąż nie może zdecydować się na pracę — wszystko mu nie pasuje. Muszę utrzymywać całą rodzinę sama. Jestem zmęczona jego wymówkami

Mój mąż znów ma genialny pomysł — chce zmienić branżę i zostać programistą. Ale nie ma żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. Z komputerami radzi sobie na poziomie zwykłego użytkownika.

To nie pierwszy raz, kiedy rzuca się w skrajności. Za każdym razem zaczyna od zera. Zwalnia się z pracy, kończy kursy i próbuje znaleźć nową pracę. Za kursy płacę ja, utrzymuję nas, podczas gdy mąż się uczy. Wszystko spada na mnie. Jestem zmęczona ciągłym ponoszeniem odpowiedzialności — nawet na urlopie macierzyńskim nie mogę spokojnie odpocząć.

Kiedy się poznaliśmy, studiował prawo. Chciał zostać znanym, dobrze opłacanym prawnikiem. Twierdził, że prawo bez niego się nie obejdzie. Chociaż prawników jest teraz mnóstwo. Próbował zatrudnić się w jednej kancelarii, potem w drugiej. Ale nie zdobył ani doświadczenia, ani wiedzy. Nie mamy znajomości w tej branży, więc się poddał. Zatrudnił się w dziale sprzedaży, gdzie dobrze płacili. Wtedy się pobraliśmy.

Przez pół roku żyliśmy spokojnie, aż jeden z jego znajomych znalazł swoje miejsce jako marketer. Prawdopodobnie interesował się tym od dawna i jego kariera zaczęła się rozwijać. Mąż się zainspirował, pomyślał, że pracuje nie na swoim miejscu, a marketing to strzał w dziesiątkę. Uznał, że czekają go tam złote góry. Ale nie miał pojęcia, czym zajmują się marketerzy i co robią w pracy. Zaczął zgłębiać ich działalność. Poszedł na teoretyczne kursy.

Nie udało mu się pogodzić pracy z nauką, więc rzucił pracę, obiecując, że wkrótce pozwoli mi zostać w domu, gdy tylko znajdzie dochodowe miejsce. Oczekiwał szybkiego zwrotu zainwestowanych środków. Ale marketer z niego był żaden. Nikt nie chciał go zatrudnić bez doświadczenia. Zatrudnił się jako asystent, ale płacili mu niewiele. Był na posyłki. Nic mu nie wyszło. Przynosił kawę całemu biuru.

Cały ten epizod zajął mu około roku. Marzył o dużych zarobkach. Musiał się zwolnić i przyznać, że jego pomysł się nie powiódł. Poszedł sprzedawać, ale to miejsce nie było tak dochodowe jak poprzednie. Pracował dwa lata w handlu, a potem wpadł na pomysł pracy z marketplace’em. Nie miałam pojęcia, co to jest. Chyba coś związanego ze sprzedażą przez internet. Znowu dał się skusić na doświadczenia znajomych. Ale oni już mieli wszystko poukładane. A mąż chciał dokonać kolejnego wyczynu.

Znowu rzucił pracę, zapalił się do pomysłu, zaczął czytać informacje i szukać kursów. Zatrudnił się u kogoś, żeby ten go podszkolił. Później miał się zająć własnym projektem. I pieniądze na projekt chciał zarobić w ten sposób. Mąż czymś się zajmował, ale nie przynosił pieniędzy do domu. Jeśli w ogóle je zarabiał. Kiedy postanowił pójść na swoje, zaczął prosić mnie o pieniądze.

Okazało się, że oprócz utrzymywania naszej rodziny, muszę jeszcze znaleźć pieniądze na jego kolejny projekt. Bez żadnych gwarancji. Odmówiłam mu, mąż próbował sam sobie poradzić, ale nic mu nie wyszło — zniechęcił się. Przez dwa miesiące był w depresji, a potem zaczął szukać nowej pracy.

Zatrudnił się w biurze, pracował z klientami. Zarabiał mało, ale stabilnie. Już miałam nadzieję, że się uspokoił. Poważnie myślałam o macierzyństwie. Nie chciałam odchodzić bez pewności, a jednocześnie trudno było mi utrzymywać rodzinę i zbierać na przyszłość.

Powiedziałam mężowi, że chcę urodzić za rok — mam już ponad 30 lat. Dalsze zwlekanie byłoby ryzykowne dla zdrowia. To miały być moje pierwsze porody. Zrozumiał, zaczęliśmy oszczędzać pieniądze. A kilka tygodni temu wrócił z kolejnym projektem i błyskiem w oku. Teraz uważa, że jego powołanie to programowanie. Postanowił wejść w branżę IT. Skąd taki pomysł? Znowu pod wpływem znajomych.

Zamierzał wszystko porzucić i zająć się komputerami. Kiedy zapytałam go, co z moim macierzyństwem, mówił, że wszystko zostaje po staremu i nie rezygnuje z naszych planów. Wkrótce opanuje wszystko i zacznie zarabiać miliony. Postawiłam mu ultimatum: jeśli rzuci pracę, rozwiodę się z nim. Ile można szukać siebie? Do emerytury? Nie czas już się ustatkować? Mam dość pustych obietnic.

Chcę normalnej rodziny i dzieci, a nie marzącego męża w wiecznych poszukiwaniach siebie. Trzeba twardo stąpać po ziemi, a nie bujać w obłokach. Mąż się naburmuszył i udaje obrażonego. Niech tak będzie. Może to go powstrzyma przed kolejnym nierozważnym krokiem. Albo czeka nas rozwód. I może to będzie na lepsze.