O tym, jak byłam mężatką przez 60 dni

My z Filipem poznaliśmy się na portalu randkowym. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak tam trafiłam. Zawsze uważałam, że ludzie spotykają się, gdy nadchodzi odpowiedni czas, a wybór partnera życiowego to nie zakupy w sklepie. Może to chwilowa rozrywka, ale na pewno nie sposób na znalezienie towarzysza życia!

Jednak pewnego dnia, po 14 lutego, które spędziłam z przyjaciółką, obserwując z kawiarni zakochane pary spacerujące po centrum miasta, zrobiło mi się bardzo smutno. Mam już 30 lat, moi znajomi mają dzieci, rodziny, razem robią zakupy, a w weekendy jeżdżą na działki i do lasu. Rodzina też naciska: „A ty co? Nadal czekasz na swojego wybranka?”. Były związki, ale krótkotrwałe. Gdy czułam, że to nie to, szybko się rozstawaliśmy.

Tak więc po kilku dniach rozmów z Filipem przez internet postanowiliśmy się spotkać. Przyszedł z kwiatami, co bardzo mi się spodobało. Wyglądem nie wyróżniał się specjalnie, ale był bardzo uprzejmy, spokojny, po spotkaniu odprowadził mnie do domu, a potem zadzwonił, mówiąc, że bardzo mu się spodobałam.

Filip bardzo starał się mnie zdobyć, a po dwóch tygodniach naszych spotkań nagle przyszedł i oświadczył się. Z pierścionkiem! Byłam w szoku. Prawie go nie znałam, ale przysięgał, że mnie kocha, że to pierwszy raz, kiedy czuje coś takiego, i że nie chce marnować czasu na długie randkowanie, tylko chce żyć w rodzinie, jak ludzie. Myślałam przez trzy dni, a Filip nie przestawał dzwonić i przychodzić. Zastanawiałam się, skąd ma tyle czasu? Powiedział mi, że ma urlop w pracy. W końcu, nie wiem dlaczego, zgodziłam się wyjść za niego za mąż. Na pewno go nie kochałam, ale pomyślałam, że może rodzina i przyjaciele mają rację? Może mam zbyt wysokie wymagania?

Pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu. Filip powiedział, że w jego mieszkaniu trwa remont. Po trzech dniach dowiedziałam się, że nie ma pracy. Urlop się nie kończył, a gdy go zapytałam, co to za praca, powiedział mi z żalem, że zrezygnował i nie chciał mi o tym mówić. Powiedział, że tamta praca mu się nie podobała, była bardzo ciężka i postanowił poszukać innej.

Przez kolejny tydzień obserwowałam, jak Filip „szuka pracy”. Całe jego poszukiwania polegały na wstawaniu o 12 w południe (nigdy nie myślałam, że można tak długo spać!) i czytaniu dwóch ogłoszeń o pracę w internecie, zapisując numery telefonów. Nigdy nie zauważyłam, żeby po nie dzwonił. Pracuję zdalnie, więc byłam świadkiem tych „intensywnych” poszukiwań.

Potem moja przyjaciółka zapytała, czy Filip nie chciałby pracować jako pomocnik w ich firmie remontowej, dopóki nie znajdzie czegoś lepszego. Filip niechętnie, ale poszedł. Codziennie wracał i narzekał, jak to jest ciężko, jak bardzo się męczy i jak boli go plecy.

Tak minął pierwszy miesiąc naszego małżeństwa. Potem Filip dostał wypłatę. Po pracy przyszedł do domu z mamą. Byłam zaskoczona, mogliby uprzedzić, żebym przygotowała stół. Jego mama powiedziała mi, że Filip nie chciał sam tego mówić i poprosił ją, by to za niego załatwiła. Całą swoją wypłatę oddał mamie, bo kiedyś wzięła dla niego kredyty. Kupiła mu też pierścionek zaręczynowy dla mnie. Powiedziała, że jest jej bardzo przykro, ale na razie Filip jest bez pieniędzy i muszę o niego zadbać, dopóki nie stanie na nogi.

Mama Filipa wyszła, a on został. Pokłóciliśmy się strasznie, nie mogłam zrozumieć, dlaczego wziął na siebie takie zobowiązania, skoro nie potrafi nawet o siebie zadbać. A przyprowadzenie matki, by to za niego załatwiła, to już przesada.

Ostatnią kroplą przelała się, gdy zadzwoniła do mnie przyjaciółka i powiedziała, że jej szef, który zatrudnił Filipa, poprosił ją, żeby delikatnie zasugerowała, by mój mąż przestał przychodzić do pracy. Pomoc z jego strony była zerowa, tylko pił kawę przez cały dzień i zniszczył kserokopiarkę. Pierwsza wypłata była jednocześnie jego ostatnią.

Nie wytrzymałam, nakrzyczałam na Filipa, on spakował się i poszedł do mamy. Wieczorem dzwoniła jego matka, skarżąc się, że nie nakarmiłam go i wyrzuciłam na noc, narażając go na niebezpieczeństwo.

Czułam, że to wszystko dzieje się nie ze mną. Jak mogłam wpaść w taką pułapkę? Złożyłam pozew o rozwód, a po miesiącu byliśmy rozwiedzeni.

Filip jeszcze przez dwa lata do mnie dzwonił i pisał. Moja rada: dobrze poznajcie ludzi przed ślubem i zwracajcie uwagę na „czerwone flagi”.