— Twoim obowiązkiem jest zajmowanie się domem, a nie czytanie książek i chodzenie do salonów piękności!
Mój mąż pochodzi ze wsi. Jak sami rozumiecie, życie tam wygląda zupełnie inaczej. Wszystko kręci się wokół gospodarstwa, dlatego wszyscy pracują bez wytchnienia i nawet nie myślą o odpoczynku. To podejście Sławek wchłonął z mlekiem matki. Tylko że w mieście ciągła praca nie jest konieczna.
Gdyby Sławek wymyślał zadania tylko dla siebie, nie miałabym z tym problemu, ale on angażuje również mnie. Wystarczy, że sięgnę po książkę, a on od razu krzyczy:
— Czemu siedzisz i czytasz? Upiecz ciasto!
Nie potrzebuję tych ciast w weekend. Chcę odpocząć i robić coś, co sprawia mi przyjemność. Ale mój mąż uważa, że coś takiego jak „odpoczynek” nie istnieje.
Sławek jest przekonany, że czytanie to strata czasu. Można czytać tylko to, co przynosi korzyści w gospodarstwie. Na przykład książkę kucharską.
Mój mąż nie rozumie również, po co chodzę do salonu piękności i dbam o siebie, skoro jego zdaniem i tak jestem piękna. Ale bez odpowiednich zabiegów trudno mi będzie tę „piękność” utrzymać. Żeby dobrze wyglądać, trzeba poświęcić sporo czasu i pieniędzy na pielęgnację.
Mój mąż uważa mnie za rozrzutną w tej kwestii i ciągle się złości:
— Ile można wydawać na książki i kosmetyki? Lepiej byś sobie nową patelnię kupiła!
Według niego powinnam kupować tylko to, co jest praktyczne i przydatne w gospodarstwie. Na przykład maszynę do szycia, żeby naprawiać jego spodnie i nie chodzić do krawcowej. A ja wolę oddać rzeczy do naprawy albo je wyrzucić, niż tracić czas i nerwy na szycie.
W domu mam posprzątane i ugotowane. Uważam, że to najważniejsze. Ale mój mąż się ze mną nie zgadza. Uważa, że kobieta powinna cały dzień zajmować się domem, a nie zajmować się „głupotami”. Na początku związku tak nie było, bo inaczej nie zgodziłabym się na ten ślub. Powinnam była od razu zwrócić uwagę na jego wiejskie pochodzenie i przemyśleć, czym to się dla mnie skończy.
Przez pierwsze lata małżeństwa wszystko było idealne. Codzienne obowiązki nie przytłaczały naszych uczuć, a Sławek nie czepiał się drobiazgów. Ale potem bajka się skończyła. Zaczęło się od tego, że postanowił zrobić remont w moim mieszkaniu. Nie mogłam się nacieszyć – taki złoty człowiek! Ale okazało się, że on po prostu nie potrafi siedzieć bezczynnie – zawsze musi coś naprawiać, ciąć, malować.
Później mój mąż zasugerował, że powinnam się bardziej starać. Należy ulepić pierogi, wyprać zasłony, odświeżyć dywany. Wszystko to brzmiało jak rozkaz.
— Ja na wszystko znajduję czas, a ty nie mogłaś nawet usmażyć mi kotletów po pracy! — oburzał się.
Przecież ja też przynoszę pieniądze do domu i zarabiam nie mniej niż on. Dlatego mam pełne prawo do odpoczynku. Jeśli nie chcę wieczorem stać przy kuchence, to nie będę. On sam nie potrafi się zrelaksować i mnie nie daje. Ale kiedy się spotykaliśmy, był zupełnie inny. Udawał?
Obawiam się, że długo nie wytrzymam w takim rytmie. Niech weźmie sobie za żonę dojarkę lub rolniczkę, skoro dla niego najważniejsze jest gospodarstwo.