Nie zazdroszczę synowi i nigdy nie ingerowałam w ich relacje. Jednak odkąd pojawiła się ta Anna, stałam się prawie nikomu niepotrzebna. To wszystko przez to, że nasze relacje z synową się nie układają.
Próbowałam wiele razy się dogadać, pomóc w czymś, doradzić, ale wszystkie moje próby były odbierane przez Annę jako coś nieodpowiedniego. Kiedy dzwonię, zawsze są zajęci swoimi sprawami. Staram się doradzać w dobrej wierze, ale ich moje porady nie interesują. Przekazuję jedzenie i jakieś ubrania dla wnuczek – wszystko im nie pasuje, wszystko jest nie tak.
Przestałam nawet jeździć do nich w odwiedziny i obchodzić z nimi święta. Wystarczy jeden rzut oka synowej, która swoim wyglądem daje do zrozumienia, że nie byłam mile widziana w ich domu.
Ostatnio całkowicie mnie zaskoczyła. Smażyła kotlety na świąteczny stół. Podeszłam i zapytałam, dlaczego nie zamoczyła ich w śmietanie i majonezie, przecież wtedy będą naprawdę smaczne, a nie twarde jak zawsze. Spojrzała na mnie z ukosa i powiedziała, że robi, jak umie i nie potrzebuje moich rad. Powiedziała to tak, że aż zrobiło mi się przykro. Dlaczego taka reakcja? Przecież chcę jej tylko doradzić. Widzę, że robi to źle.
Kupiłam wnuczkom prezenty, dokupiłam trochę jedzenia na stół i pojechałam do syna i synowej. Przyjeżdżam, a w mieszkaniu taki bałagan. Nieprzyjemnie wejść. Synowa spokojnie leży na kanapie, klika coś w telefonie, nawet nie wstała, żeby powiedzieć mi „dzień dobry”, a dzieci bawiły się w jakichś budowlach z koców.
Wszędzie koce, porozrzucane poduszki i zabawki. Zaczęłam wszystkich podnosić i mówić, że trzeba posprzątać, jak można tak świętować? A synowa mi mówi, żebym nie ruszała dzieci i nie rozbierała ich „domków”. Mówi, że to ich gra i wszystko im potrzebne. Poduszki, koce i zabawki? Potrzebne? Żartujecie sobie ze mnie?
Chciałam posprzątać, bo nie mogę usiąść i napić się herbaty, wiedząc, że w pokoju panuje taki bałagan. Dzieci usłyszały, co mama mi mówiła i zaczęły:
— Babciu, to nasz dom, a to wrogie statki.
Wtedy wchodzi syn i zabiera mi wszystko z rąk. Myślałam, że sam posprząta, ale nie:
— Dobrze, mamo, że jeszcze nie rozpakowałaś rzeczy. Napij się herbaty, zaraz przyjedzie taksówka. Jedź z Bogiem, mamo. Tutaj cię już nie czekają.
Jak ja płakałam, drodzy ludzie! Próbowałam z nim porozmawiać, ale on tylko patrzył na zegarek i mówił: „Czas, mamo. Spóźnisz się na pociąg”.
Ot tak! Wychowałam syna, mam dwie wnuczki, ale czuję się samotna. Zadzwonią raz w tygodniu, wyślą tysiąc raz w miesiącu i to wszystko! Żyj, mamo, jak chcesz.