Córka zaczęła intensywnie szukać mi męża. Ucieszyłam się, myśląc, że martwi się o mnie, a ona po prostu chciała przejąć moje mieszkanie

Zostałam wdową wcześnie, miałam dwadzieścia osiem lat, a córka skończyła sześć. Było ciężko, zarówno psychicznie, jak i materialnie. Pocieszało mnie tylko to, że miałam własne mieszkanie, które odziedziczyłam po babci. Ale i tak musiałam bardzo się starać, żeby wiązać koniec z końcem.

Nie miał nam kto pomagać, moi rodzice sami przeżywali trudne czasy, a rodzina męża była taka, że lepiej było ich w ogóle nie znać. Latem bardzo pomagał ogród na działce rodziców, ale pracować na nim musiałam głównie ja.

Ale mimo trudności, chciałam mieć zwykłe kobiece szczęście. Kochałam męża, ale miałam jeszcze mniej niż trzydzieści lat i chciałam poczuć się jak kobieta. Jednak moje życie osobiste się nie układało.

Mężczyźni zwracali na mnie uwagę, nawet byłam na kilku randkach, ale potem córka robiła sceny. Mówiła, że jeśli przyprowadzę kogoś na miejsce taty, to ona wyprowadzi się z domu. Moi rodzice też mnie nie wspierali, uważając, że skoro tak się stało, to powinnam poświęcić się córce, a nie „kręcić się wokół mężczyzn”. Tym bardziej, że dziecko tak boleśnie to odbierało.

Myślałam, że z wiekiem córka zmieni podejście, ale się myliłam. Ostatni związek miałam, gdy córka miała dziesięć lat. Wtedy postawiła mnie przed wyborem: albo ona, albo mężczyzna. Wybrałam ją. Od tamtej pory temat mojego życia osobistego nie był poruszany.

Wychowałam córkę, wykształciłam ją i weszła w dorosłe życie. Zostałam sama, żyłam rutynowo – praca, dom, telewizor. Córka rzadko mnie odwiedzała, miała swoje życie – praca, nowe znajomości, dyskoteki, a po kilku latach wyszła za mąż. Zostałam właściwie sama.

Po ślubie córka z mężem wynajmowali mieszkanie, nie chcieli mieszkać ani ze mną, ani z teściową. Mówili, że będą oszczędzać na kredyt hipoteczny. Część pieniędzy już mieli. Jeszcze przed ślubem córki sprzedałam mieszkanie po rodzicach. Było w złym stanie, więc nie dostałam za nie wiele, ale wystarczyło na wesele córki, a trochę zostało na dodatek do mieszkania.

Proponowałam córce, żeby wzięli kredyt, wyremontowali mieszkanie po babci i tam zamieszkali, ale ten pomysł jej nie odpowiadał. Mieszkanie było na ostatnim piętrze, bez windy, budynek był stary, remont trzeba było robić od podstaw, a do tego daleko od centrum. Odmówiła, więc wystawiliśmy mieszkanie na sprzedaż.

Młodzi oszczędzali dwa lata, ale bez większych sukcesów, a potem nagle przyszła ciąża. Córka miała już dwadzieścia dziewięć lat, więc to był odpowiedni czas.

Podczas urlopu macierzyńskiego córka prawie nie pracowała, więc młodzi musieli sięgnąć po oszczędności, które zostały ze sprzedaży mieszkania po babci. Rozumiałam, jak im teraz trudno, więc starałam się pomagać finansowo.

Po narodzinach wnuczki stałam się częstym gościem u córki. Trzeba było pomóc, bo sama nie dawała rady, poród był trudny, ale na szczęście dziecko było zdrowe, a córka długo dochodziła do siebie.

– Mamo, przy wnuczce po prostu młodniejesz – powiedziała mi córka. – Oczy ci się błyszczą, policzki rumiane – jesteś piękna! Można cię swatać.

Uśmiechnęłam się, ale milczałam. Już dawno zrezygnowałam z myśli o związku. Najpierw przez córkę, potem przyzwyczaiłam się być sama i już nikogo nie potrzebowałam.

– Dlaczego tak milczysz? Wciąż jesteś w najlepszym wieku! Jeszcze na twoim weselu się pobawimy!

Od tego czasu córka często mówiła, że nie powinnam rezygnować z siebie. Na urodziny podarowała mi voucher do salonu piękności. Chciałam go oddać, ale okazało się, że nie można. Musiałam skorzystać. Zrobili mi tam nową fryzurę, zmienili kolor włosów, zrobili zabiegi na twarz, pomalowali – nie poznałam siebie, wychodząc stamtąd.

– Mówiłam, że jesteś piękna! Teraz zrobimy ci zdjęcie i wrzucimy na stronę randkową. Znajdziemy ci kawalera w mig!

Byłam zawstydzona, odmawiałam, ale córka nalegała. Wkrótce nawet sama zaczęłam przeglądać różne strony randkowe. Z jednym mężczyzną zdecydowałam się nawet spotkać.

To była prawdziwa randka. W młodości nie byłam tak zdenerwowana, szczerze mówiąc. Ale wszystko poszło dobrze, mężczyzna mi się spodobał, umówiliśmy się na kolejne spotkanie, a potem zaprosił mnie do teatru.

– Mamo, możesz jutro zostać z wnuczką? Chciałam zapisać się na fryzurę – zadzwoniła do mnie córka.

Odpowiedziałam, że nie mogę, bo idę do teatru. Zareagowała ożywieniem, zaczęła wypytywać o szczegóły, a ja, bez złych intencji, opowiedziałam jej, że mężczyzna mnie zaprosił. Zaczęła dopytywać, ile ma lat, czym się zajmuje, czy jest już na emeryturze, ile dostaje i czy ma mieszkanie.

– Nie pytałam o to, było mi niezręcznie – powiedziałam, czując się zdezorientowana pod taką presją.

– Co w tym niezręcznego? Będziesz z nim chodzić na randki, a potem się okaże, że tylko czeka, żeby się do kogoś przylgnąć. Po co ci biedak bez mieszkania?

– Na biedaka nie wygląda, a jeśli chodzi o mieszkanie, to przecież mam swoje.

Córka stwierdziła, że powinnam szukać mężczyzny z mieszkaniem, żeby można było przenieść się na jego terytorium, a nie zapraszać go do siebie.

– Masz córkę i wnuczkę, które mieszkają w wynajmowanym mieszkaniu, a ty chcesz sprowadzać jakiegoś faceta do swojego mieszkania? Nie, mam inne plany na to mieszkanie.

– Czyli całe to zamieszanie było po to, żebym zwolniła mieszkanie i przeniosła się do jakiegoś kawalera? – nagle mnie oświeciło.

Córka zaczęła się wykręcać, że po prostu źle się wyraziła, a ja wszystko pomieszałam i nie o to jej chodziło. Ale nie jestem jeszcze na tyle niedołężna, żeby nie zrozumieć, do czego zmierza.

Cóż, przynajmniej teraz wiem, skąd wzięła się ta nagła troska o moje życie osobiste, nawet na salon kosmetyczny się rozrzuciła. Nigdy wcześniej nie interesowała się mną i nadal się nie interesuje, po prostu szuka sposobu, żeby mnie gdzieś „przekwaterować”. Dobrze, że chociaż nie podrzuciła mi reklam domów spokojnej starości albo cmentarzy. To jest przykre, brak słów.