Kiedy ja i Michał postanowiliśmy się pobrać, miałam już 44 lata i nie miałam dzieci, więc bardzo się cieszyłam, że mnie poprosił o rękę. Michał od razu przeprowadził się do mnie, bo wcześniej wynajmował mieszkanie. Uważałam, że nasze małżeństwo jest bardzo udane, bo nikt nigdy wcześniej nie troszczył się o mnie tak, jak on. Po raz pierwszy poczułam, że jestem dla kogoś ważna i że ktoś o mnie dba. Ale pewnego razu zadzwoniła do mnie kobieta i powiedziała, że mój mąż płaci niskie alimenty na swoje dziecko
Moje życie, niestety, nie ułożyło się najlepiej, przez długi czas byłam samotna. Kiedyś miałam prawdziwe uczucia i dobry związek, wszystko zmierzało ku małżeństwu, ale w ostatniej chwili tamten mężczyzna mnie zostawił, znalazł sobie inną, lepszą ode mnie.
Koleżanki próbowały mnie z kimś poznać, ale ja zawsze się wahałam, bałam się, że znowu spotka mnie to samo. Kiedy zdałam sobie sprawę, że przegapiłam czas na założenie rodziny, było już za późno. Nie mam dzieci i prawdopodobnie już ich nigdy nie będę miała. Teraz mam już 44 lata, nie jestem młodą kobietą.
Z czasem pogodziłam się z takim życiem, jeśli można to tak nazwać. Mam dobrą pracę w dziale kadr w dużej firmie, mieszkanie i ukochanego kota.
Dlatego postanowiłam płynąć z prądem – jeśli los przyniesie mi dobrą osobę, będzie jeszcze lepiej. I rzeczywiście, pojawił się, gdy już nie spodziewałam się tego – przyjechał z innego miasta, aby pracować w naszej firmie, i to ja zajmowałam się jego formalnościami. Od razu między nami zaiskrzyło coś niezwykłego.
Nasza relacja z Michałem szybko się rozwinęła, a potem wzięliśmy ślub. Miałam swoje mieszkanie, a on płacił duże pieniądze za wynajem małego mieszkania.
Wiedziałam, że Michał wyjechał od rodziny, kiedy rozwiódł się z żoną, bo tam było mu bardzo źle: dowiedział się o jej zdradach i nie wiedział, co mówić ludziom w ich mieście, gdy pytali, co się stało z ich rodziną.
Michał ma siedmioletnią córkę, co jest dla niego jedynym smutnym aspektem tej historii. Ale nie jestem pewna, czy to jego córka – w ogóle do niego nie jest podobna, patrząc na zdjęcia, bo nigdy jej nie widziałam. A biorąc pod uwagę zachowanie jego byłej żony i jej wybryki, wszystko wydaje się bardzo wątpliwe.
Ale Michał jest pewien, że to jego dziecko, więc nie chcę go zasmucać, poruszając ten temat.
Wszystko byłoby dobrze, zwłaszcza przez pierwsze pół roku naszego wspólnego życia, byliśmy szczęśliwi. Michał płaci alimenty na dziecko, choć wiem, że to niewielka kwota, ale dla nas to też sporo, bo Michał nie zarabia zbyt dużo. Choć to nie jest mała suma jak na małe miasto. Na podstawowe potrzeby dziecka powinno wystarczyć. Tym bardziej że jego była żona zaczęła spotykać się z kimś, ubiera się lepiej, często wyjeżdża na wakacje, więc pieniędzy jej nie brakuje.
Ale z czasem była żona Michała zaczęła coraz częściej narzekać, że to za mało. Mówiła, że na jedzenie jeszcze wystarcza, ale na ubrania, szkołę i inne rzeczy już nie.
Raz wysłaliśmy jej większą sumę, żeby mogła ubrać dziecko, ale na tym miało się skończyć. Ale gdzie tam! Im więcej dajesz, tym więcej ona prosi i nadal się skarży.
Pewnego razu powiedziała, że zamierza przyjechać do naszego miasta i porozmawiać z szefem Michała, żeby dowiedzieć się, dlaczego ma tak niską pensję. I rzeczywiście zadzwoniła do zarządu!
Powiedziano jej: „Kobieto, jakie problemy mogą tu być? Twój były mąż jest oficjalnie zatrudniony, płaci podatki, przekazuje odpowiednią sumę na alimenty. Bądź skromniejsza w swoich oczekiwaniach!”
Ale ona się nie uspokoiła, była bardzo zaskoczona tą odpowiedzią. Chyba dziecko jej przeszkadza, i szkoda jej wydawać na nie pieniądze, dlatego ostatnio powiedziała Michałowi: „Weź naszą córkę na trochę do siebie. Tęskni za tobą, a ty powinieneś rozwinąć się finansowo dla niej. Nie mogę wyżywić dziecka za te grosze, które mi dajesz. Ustal dzień, przywiozę ją z wszystkimi dokumentami i znajdę na to czas.”
I to mówi rodziła matka? Powiedziałam o tym mężowi, a on aż posmutniał – szkoda mu swojej córki, mówi, że to niehumanitarne mówić takie rzeczy.
Ale dla mnie to obce dziecko. Nie wiem, jak sobie poradzę, jeśli Michał zdecyduje się ją zabrać. A wkrótce córka Michała stanie się nastolatką, jak znajdę z nią wspólny język? Mamy dwupokojowe mieszkanie, ale jedno jest salonem, a drugie sypialnią, nie zamierzam robić z żadnego z nich pokoju dziecięcego. Czy w ogóle powinnam to robić, skoro ma matkę?
Tak, możemy ją wyżywić, na podstawowe potrzeby nam wystarczy, ale nie chcę mieć w domu całkowicie obcej osoby. To przecież nie na dzień, tydzień czy miesiąc, ale na zawsze!
Wiem, że teraz nie wszyscy mnie zrozumieją, będą mnie osądzać: jak możesz, to przecież małe dziecko twojego ukochanego męża, powinnaś zostać jej matką, skoro nie masz własnych dzieci, a to przyniesie ci szczęście!
Ale łatwo jest tak radzić, nie będąc w takiej sytuacji. Ja nie mogę spać nocami – na samą myśl, że wszystko może się zmienić. A rozwodu z Michałem też się boję – naprawdę go kocham.
Może powinniśmy wysyłać jej więcej pieniędzy? Ale ona chce coraz więcej, a my wkrótce sami nie będziemy mieli za co kupić jedzenia, jeśli tak dalej pójdzie.