Moja teściowa tak bardzo się odmładza, ładnie się ubiera, farbuje włosy na jaskrawe kolory, kupuje drogą kosmetykę, że nawet jej własna córka jej to wypomina. Ale mama mojego męża to bardzo interesująca kobieta, rodzina w ogóle jej nie rozumie. Ale jej nie obchodzi, co ludzie powiedzą – chciała i za ostatnie pieniądze pojechała latem do sanatorium, i nie posłuchała nikogo, chociaż wszyscy ją od tego odwodziliśmy
Mama mojego męża jest bardzo interesującą osobą. Zawsze marzyła o życiu pełnym wrażeń. Nawet kiedy jej mąż odszedł, niestety, Irena postanowiła, że jej życie toczy się dalej i ma prawo do swojego kobiecego szczęścia, jak by nie było.
Moja teściowa ma dwoje dzieci: mojego męża Wiktora i córkę – moją szwagierkę Jarosławę.
Ale gdy tylko pojawiły się u nich własne rodziny, mama jakby trochę się odsunęła od nich. Skupiła się jakby na swoim życiu, zaczęła poświęcać więcej czasu sobie. Nawet nie chce pomagać wnukom, oczywiście, pobawić się trochę czy porozmawiać z nimi – to lubi, często o nie pyta, ale na większą pomoc czy wsparcie nie ma co liczyć.
Irena nie należy do tych babć, które zapraszają do siebie własne dzieci z rodzinami na wielkie święta, bo tęskni za nimi i przygotowuje różne smakołyki.
Wręcz przeciwnie, sama często do nas przybiega, aby nie martwić się o to, że trzeba cały dzień stać w kuchni i gotować dla całej rodziny.
Teściowa zawsze mówi:
– Jestem sama. Wam łatwiej mnie jedną ugościć. A wy macie własne rodziny, jest was dużo, ja sama nie nagotuję dla was. Już dawno nie jestem młodą kobietą, nie mam takich sił jak kiedyś. Przyjdę do was, zjem talerz jakiejś potrawy, nawet tego nie zauważycie. A mi dla was wszystkich trzeba cały dzień gotować i w kuchni stać.
Teściowa oczywiście dobrze odnosi się do swoich bliskich, ale uważa, że swój obowiązek wobec dzieci wykonała już dawno i poradziła sobie z nim na piątkę, i powinna żyć swoim życiem, sama dbać o siebie.
Nina Aleksandrowna ładnie się ubiera, używa kosmetyków, czasem chodzi do salonu piękności. Nie, nie przepycha się, ale bardzo dobrze o siebie dba.
W tym roku, w zeszłym miesiącu, zachorowało nam dziecko, mąż akurat był w delegacji, ja byłam w szpitalu ze starszym synem, a młodszego syna trzeba było zostawić w domu, ale nie było z kim go zostawić.
Niestety, nie mam rodziców ani krewnych, którzy mieszkają blisko, poprosiliśmy mamę męża, żeby zabrała dziecko do siebie.
Ale babcia, wyobraźcie sobie, spokojnie odmówiła, powiedziała, że planowała już dawno pojechać do sanatorium, wszystko ma opłacone, a to wcale nie jest tanie, i nie zamierza rezygnować z zaplanowanego wypoczynku, który jest jej bardzo potrzebny, a my sami sobie poradzimy, przecież mamy jeszcze rodzinę.
W rezultacie naszego syna zabrała do siebie siostra męża, moja szwagierka, choć nie było jej łatwo, bo sama miesiąc temu została mamą.
Teściowa wróciła z wypoczynku bardzo zadowolona, chociaż przez cały ten czas nawet nie zainteresowała się naszymi sprawami. I córka, i syn obrażają się na nią, bo nie rozumieją, jak mama mogła tak postąpić.
Ale Irena nie uważa się za winną, jest absolutnie przekonana, że nie musi dogadzać już dorosłym dzieciom, bo przez całe życie nic nie widziała, ciągle na sobie oszczędzała, żeby lepiej dać dzieciom.
Teściowa uważa, że póki jeszcze pracuje i otrzymuje pensję, może sobie pozwolić na wypoczynek, kosmetyki i lepsze ubrania. Przecież wkrótce przejdzie na emeryturę. Tak nam ciągle mówi:
– A czy, gdy nie będę mieć pieniędzy i będę otrzymywać nędzną emeryturę, będziecie mi kupować kosmetyki czy drogie ubrania? Myślę, że nie! Dlatego póki jeszcze mogę sama zarobić – chcę żyć pełnią życia. Wybaczcie, dzieci, dużo wam dałam!
Ale czy to jest właściwe?