Rodzę rodzicom wnuki, a nawet „dziękuję” nie usłyszałam

Jestem mamą dwójki dzieci, a lada moment na świat przyjdzie nasz synek. Mieszkamy wszyscy w jednopokojowym mieszkaniu mojego męża. Miejsca, jak się można domyślić, ledwo wystarcza. Nasz samochód ma już prawie 30 lat i nie stać nas na nowy, ledwo wiążemy koniec z końcem. Zazdroszczę moim koleżankom, które jeżdżą nowymi autami.

Szczerze mówiąc, już po narodzinach drugiego dziecka byłam przekonana, że rodzice mojego męża oddadzą nam swoje dwupokojowe mieszkanie, a sami przeniosą się do jednopokojowego.

Gdyby rodzice w czymkolwiek nam pomogli, nasza sytuacja byłaby znacznie lepsza. Mogliby wziąć dla nas kredyt na nowe auto – w końcu mamy trójkę dzieci, musimy je wozić do szpitala i szkoły. Jak wytłumaczyć teściom, że cztery osoby w jednopokojowym mieszkaniu to naprawdę niewygodne?

Proponowałam już mężowi, żeby porozmawiał z rodzicami o tym. Jak mogą sami nie dostrzegać, że nam jest za ciasno?

O moich rodzicach to już nawet nie wspomnę. Odkąd wyszłam za mąż, jakby zapomnieli o moim istnieniu. Za to mojej młodszej siostrze kupili mieszkanie. Czy można tak traktować wnuki?

Ani wsparcia, ani pomocy z ich strony. Pojawiają się tylko na urodzinach dzieci. Moja siostra od 7 lat nie może zajść w ciążę. Kto bardziej potrzebuje mieszkania: ja z trójką dzieci, czy ona z mężem? Ja rodzę dzieci, a od nich żadnej wdzięczności.

Czy naprawdę nie mogą nam pomóc? Doradźcie, jak im wszystkim wytłumaczyć, że potrzebujemy wsparcia?