To moja historia życia. Żona odeszła i nie wróciła. Po prostu uciekła. A ja zostałem sam z trójką dzieci

Poznałem Antoninę na urodzinach przyjaciela. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Niedługo później pobraliśmy się. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami.

Mieszkaliśmy w małym miasteczku, gdzie poziom opieki medycznej był dość niski. Ciąża przebiegała dobrze, ale aby dowiedzieć się, czy urodzi się chłopiec czy dziewczynka, musielibyśmy pojechać do większego miasta, bo w naszym nie było możliwości wykonania badania USG. Zdecydowaliśmy jednak, że nie pojedziemy – chcieliśmy, żeby płeć dziecka była dla nas niespodzianką.

Pewnego dnia Antonina zaczęła rodzić. Natychmiast zabrano ją do najbliższego szpitala.

Ani my, ani lekarze nie spodziewaliśmy się, że po narodzinach pierwszego syna, zaraz po nim na świat przyjdzie drugi, a potem trzeci. Tonka urodziła trojaczki.

Nie mogłem w to uwierzyć. Brakowało mi słów. Spodziewaliśmy się jednego dziecka, a tu nagle trzech chłopaków! Byłem niesamowicie szczęśliwy, to było trzykrotne szczęście. Ale nie dla Antoniny. Ona nie wiedziała, co robić. Chciała uciec, ukryć się przed wszystkim. Starałem się ją uspokajać:

— To tylko szok. To wszystko jest niespodzianką, a do tego dochodzi depresja poporodowa. Kochanie, wszystko będzie dobrze! Razem sobie poradzimy! Popatrz tylko na te maluchy!

Wyglądała, jakby się uspokoiła, ale nikt nie wiedział, co naprawdę czuła.

Kilka dni później zabrałem Antoninę z dziećmi do domu, do naszej jednopokojowej kawalerki. Antonina była ciągle nerwowa, irytowało ją wszystko: dzieci, ja, nasze życie. Drżała na każdy płacz dzieci i nie mogła się wyspać. Pomagałem jej, jak tylko mogłem, robiłem wszystko, żeby ulżyć jej w emocjach. Równocześnie codziennie chodziłem do pracy, aby zapewnić byt naszej wielodzietnej rodzinie.

To trwało sześć miesięcy… A potem wyszła do sklepu i… nie wróciła. Strasznie się martwiłem: obdzwoniłem wszystkie szpitale, a potem nawet kostnice. Zadzwoniłem na policję, ale powiedzieli, że mogę zgłosić zaginięcie żony dopiero po trzech dniach. Prawie oszalałem przez ten czas! Dobrze, że moja mama przyjechała i pomogła mi z dziećmi, gdy szukałem ich matki.

W końcu zrozumiałem: Antonina po prostu nie wytrzymała i zostawiła nas – troje malutkich dzieci na pastwę losu!

Nie mogłem tego pojąć. Cierpiałem. Ale w końcu zebrałem się w sobie. Spojrzałem na moich synów i zdałem sobie sprawę, że teraz ich życie zależy tylko ode mnie!

Moja mama wprowadziła się do mnie, pomagała mi z dziećmi, kiedy ja byłem w pracy. To był najtrudniejszy okres w naszym życiu. Wkrótce znalazłem pracę w dużej firmie z dobrą pensją. Dzięki temu mogłem zatrudnić nianię i opłacać jej pracę. Pracowałem ciężko i odpowiedzialnie, dzięki czemu wkrótce awansowałem i dostałem ofertę pracy w innym mieście. Zapewniali mi tam mieszkanie i służbowy samochód. Oczywiście zgodziłem się. Chłopcy mieli wtedy cztery lata.

Zabrałem ich ze sobą, zapisaliśmy się do dobrego przedszkola. Ciężkie czasy były już tylko wspomnieniem. Mogłem w końcu odetchnąć. Poznałem wspaniałą kobietę, która pokochała moje dzieci i stała się dla nich prawdziwą mamą. Wydawało się, że wszystkie niepowodzenia są już za nami.

Pewnego dnia wracałem do domu. Wysiadłem z samochodu i… zobaczyłem ją. Antoninę. Aż nogi mi się ugięły. Stała tam, patrzyła na mnie i nie mogła mnie rozpoznać. Przyjechałem swoim samochodem, w eleganckim garniturze, szczęśliwy i pełen energii. Antonina stała w starej sukience, a jej oczy były pełne smutku.

Okazało się, że zrozumiała swój błąd i postanowiła wrócić. Ale nie było już drogi powrotnej. Już dawno przestałem ją kochać, a moje dzieci miały nową, kochającą mamę.

Odwróciłem się i odszedłem. W tym momencie poczułem, jak wielki ciężar spadł z moich ramion… I mogłem wreszcie swobodnie oddychać.