Zaczęła sprawdzać mój telefon i czytać wiadomości. Jeśli odmawiałem pokazania jej, robiła awantury. Później zaczęła żądać, żebym przestał w ogóle rozmawiać ze wszystkimi dawnymi koleżankami i współpracowniczkami

Całą swoją młodość byłem otoczony kobietami. Nigdy nie zdarzyło się, żebym długo był sam. Niektóre kobiety były ze mną dłużej, inne spędzały ze mną tylko jedną lub dwie noce. Nie potrafiłem zatrzymać się tylko na jednej dziewczynie.

Zrozumiałem, że chcę założyć rodzinę. Stało się to, gdy miałem 40 lat. Nie szukałem młodej żony. Młode dziewczyny często brakuje doświadczenia i stabilności. Dlatego szukałem kogoś starszego, powyżej 35 lat. Potrzebowałem stabilności. Wygląd? Był dla mnie obojętny, ważniejsze było to, jaki człowiek jest w środku i jak myśli. Wierzcie mi, to dużo cenniejsze niż uroda, która jest przemijająca, a charakter i wnętrze pozostają na zawsze.

I tak, znalazłem tę jedyną. Spotkaliśmy się przypadkiem w kawiarni. Pracowała tam jako baristka. Niewysoka, szczupła, z długimi, prawie do bioder, ciemnokasztanowymi włosami, które naturalnie falowały na końcach. Coś mnie w niej urzekło. Zacząłem regularnie przychodzić do tej kawiarni. Poznaliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać. Po jakimś czasie zaprosiłem ją na randkę. Długo musiałem się do tego przygotować.

Nasze relacje rozwijały się bardzo szybko. Dosłownie po sześciu miesiącach zaręczyliśmy się i zamieszkaliśmy razem. Chyba błędem było to, że nie zamieszkaliśmy razem przed ślubem. Było mi bardzo trudno przyzwyczaić się do obecności drugiej osoby w moim mieszkaniu.

Prawie od razu odczułem minusy życia małżeńskiego. Ale te minusy wynikały bardziej z życia z moją żoną, a nie z małżeństwa jako takiego. Każdy związek jest inny. Najtrudniej było mi przyzwyczaić się do ciągłych zmian w mieszkaniu, które wprowadzała. Często nie mogłem znaleźć swoich rzeczy, a wtedy ona nazywała mnie niesamodzielnym i zastanawiała się, jak udało mi się żyć samemu tyle lat.

Tak, teraz w moim domu jest czysto, zawsze mam smacznie przygotowane jedzenie, wszystko jest wyprane i wyprasowane, ale… Musiałem tłumaczyć się z każdego swojego ruchu. Gdzie idę, z kim idę, na ile, o której wrócę, uwzględniając czas na dojazd i ewentualne niespodziewane sytuacje. Byłem rozliczany co do minuty, a jeśli się spóźniłem, czekała mnie awantura.

Zaczęła sprawdzać mój telefon i czytać wiadomości. Jeśli odmawiałem, robiła sceny i awantury. Później żądała, żebym przestał rozmawiać nie tylko z dawnymi koleżankami i współpracowniczkami, ale nawet mówić im „dzień dobry” czy „cześć”. Chciała być jedyną kobietą w moim życiu. I nie tylko jedyną kobietą – także moim jedynym towarzystwem. Nie mogłem widywać się z przyjaciółmi, bo cały wolny czas miałem spędzać z nią.

Twierdziła, że tęskni za mną. Oczywiście tęskniła, bo po ślubie rzuciła pracę. Uważała, że jako mąż powinienem ją utrzymywać, a ona powinna zajmować się domem. Kierowała się tradycyjnymi wartościami rodzinnymi, podczas gdy ja uważam, że w związku obie strony powinny być równe we wszystkim.

Pewnego dnia, po kolejnej kłótni, podszedłem do niej i spokojnie, bez podnoszenia głosu, wyjaśniłem, co mi się nie podoba w naszym związku. Poprosiłem, żeby przestała mnie kontrolować, sprawdzać mój telefon i zabraniać mi kontaktu z przyjaciółmi. Myślicie, że to pomogło? Nie. Znowu wybuchła awantura i usłyszałem, że jestem „za bardzo liberalny” w swoich poglądach. Zarzuciła mi, że chcę otwartego związku, co oznacza, że partnerzy mogą być razem, ale też spotykać się z innymi ludźmi. Dla niej „otwarty związek” oznaczał, że nie kontroluje mężczyzny i pozwala mu mieć życie prywatne, jak przyjaciele, współpracownicy czy hobby.

Zaśmiałem się i złożyłem pozew o rozwód. Gdy usłyszała o tym, znowu zrobiła awanturę. Nawet już nie reagowałem na jej krzyki. Groziła, że zabierze mi mieszkanie, gdy próbowałem ją wyprowadzić. Ale na to również się uśmiechnąłem. Mieszkanie kupiłem długo przed ślubem, więc nie jest to majątek wspólny i moja teraz już była żona nie miała do niego żadnych praw.

Po czterech miesiącach małżeństwa nie mam zbyt wielkiej ochoty na ponowne ożenienie się. Robiłem dla żony wszystko, a ona nigdy tego nie doceniła i ciągle mnie ograniczała. Nie wiem, co dalej. Czy wszystkie związki po czterdziestce są takie? Czy jestem skazany na samotność? Może powinienem był założyć rodzinę wcześniej? A może jeszcze znajdę swoją prawdziwą miłość? Nie wiem. Czas pokaże. Na razie pozostanę samotny.