– Jak możesz tak po prostu nas z ojcem zostawić? Jesteśmy starszymi ludźmi, potrzebujemy pomocy, a ty wybierasz się do Czech. A kto nam pomoże, gdy zajdzie taka potrzeba? – karciła Annę mama. 40-letnia kobieta słuchała matki nie przerywając. Przed nią stał trudny wybór – wybrać siebie i swoje osobiste życie czy pozostać z starszymi rodzicami

Kiedy Anna się urodziła, jej mama miała 39 lat, a ojciec 42. Długo nie mogli zostać rodzicami, a gdy już całkiem stracili nadzieję, na świat przyszła Anna.

Rodzice nie mogli nacieszyć się takim, choć późnym, szczęściem, bo teraz mieli dla kogo żyć i przy kim w starości oprzeć głowę.

Anna rosła grzeczną i posłuszną dziewczynką, we wszystkim pomagała rodzicom.

Gdy skończyła szkołę, a uczyła się bardzo dobrze, chciała wyjechać do miasta i dostać się na uniwersytet. Ale rodzice nie chcieli jej wypuścić z domu, bo bali się, że zechce tam zostać.

Wtedy ojciec wymyślił plan – wydać Annę za mąż, i wtedy na pewno zostanie przy nich. Nawet sam znalazł jej narzeczonego. Andrzej był ich sąsiadem, od dawna spoglądał na Annę, ale dziewczyna nie zwracała na to uwagi, ciągle siedziała nad książkami.

– To dobry chłopak, pracowity, potrafi zarobić pieniądze, z nim będziesz żyć i nie zaznasz biedy – przekonywała córkę mama.

Anna, z racji swojego młodego wieku, uwierzyła jej i wyszła za niekochanego mężczyznę.

Ale nic dobrego z tego nie wyszło, bo nie minęły nawet dwa lata, a Andrzej znalazł sobie inną i powiedział ojcu Anny: „Wasza Anna mnie nie kocha i nigdy nie pokocha. A ja potrzebuję kochającej żony”.

Po rozwodzie rodzice nie przestawali karcić Anny, że miała szczęście i nie umiała go utrzymać.

Ciężko było dziewczynie z powodu, że mąż odszedł, a rodzice zamiast ją wspierać, krytykowali ją.

O ponownym wyjściu za mąż Anna nawet nie myślała. Chodziła do pracy, a wieczory spędzała w domu razem z rodzicami.

Tak by to dalej się toczyło, ale pewnego razu koleżanka z pracy powiedziała jej, że jedzie do Pragi do pracy.

– Anno, jedź ze mną, razem będzie nam łatwiej – zaproponowała koleżanka.

– Nie mogę. Na kogo zostawię rodziców? – zaczęła tłumaczyć się Anna.

– A co ich zostawiać, czy oni są małymi dziećmi? To normalne, że dorosłe dzieci mają swoje życie – nie dawała za wygraną koleżanka. – No dobrze, powiedz im, że jedziesz zarobić na remont domu, przecież macie taką starą chatę, na to na pewno się zgodzą.

Koleżanka miała rację. Gdy Anna zaczęła mówić o zarobkach, rodzice początkowo byli kategorycznie przeciwni. Ale pomysł remontu domu, który rzeczywiście był bardzo stary, spodobał im się i pozwolili córce wyjechać.

Anna jechała zarabiać pieniądze, a w rzeczywistości to była szansa na całkowitą zmianę życia.

W Czechach zakochał się w niej pewien mężczyzna, niemal od razu wyznał jej swoje uczucia. Ale Anna, która nie wiedziała, co to jest miłość, nie traktowała poważnie jego zalotów.

Jednak Martin był uparty, postanowił działać przez koleżankę. Zaprosił najpierw samą Zofię do siebie do domu, pokazał, że jest nieżonaty, dobrze sytuowany, mieszka sam w swoim domu, a potem poprosił, żeby opowiedziała mu coś o Annie – co lubi, jakie ma marzenia i jak przekonać ją, że to nie jest chwilowe zauroczenie, ale prawdziwe uczucia.

Zofia nawet po przyjacielsku zazdrościła Annie, bo Martin okazał się naprawdę bardzo dobrym człowiekiem. Koleżanka przekonała Annę, że jeśli da temu mężczyźnie szansę się wykazać, to na pewno nic nie straci, a może jeszcze zyska.

Anna postanowiła spróbować i nie tylko nie żałowała, ale zakochała się tak mocno, że sama nie wierzyła, że tak bywa.

Po pół roku Martin oświadczył się jej i nalegał, by na stałe przeprowadziła się do Czech.

Szczęśliwa Anna pojechała do domu, by podzielić się swoją radością z rodzicami, i natrafiła na falę ich gniewu. Mama była przekonana, że córka powinna zostać z nimi w domu, a nie jechać w świat, zostawiając ich samych.

– Zarobiłam pieniądze, będzie na remont – tłumaczyła się Anna.

– Po co nam te twoje pieniądze? Kto będzie robił remont? My z ojcem już nie możemy – nie przestawała karcić Annę mama. – Jeśli pojedziesz do tego swojego Czecha, to wiedz – nie mamy już córki.

– Tu nie ma nad czym się zastanawiać, masz 40 lat. Jedź do Martina, jeszcze zdążysz urodzić dziecko – radziła Annie Zofia.

A kobieta nie wiedziała, co robić, jak postąpić w tej sytuacji. Zostać przy rodzicach czy jechać do ukochanego i założyć własną rodzinę?