Kiedy Irena powiedziała, że składa pozew o rozwód, wszyscy krewni ją namawiali, by została z mężem i dbała o swoją rodzinę, bo takiego dobrego i spokojnego człowieka jak Artur już nie znajdzie. Znajomi szeptali, że odchodzi do kogoś innego. Ale Irena była sama, nikogo nie miała, choć nie mogła powiedzieć rodzinie prawdy.

Pewnego wieczoru, po powrocie z pracy, Irena nie zwróciła uwagi swojemu mężowi, jak robiła to prawie codziennie w ostatnim czasie.

Po prostu w milczeniu spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy i poszła mieszkać do innego. A sam Artur jeszcze długo słyszał w swoją stronę:

– No widzisz, zmęczyłeś ją, to odeszła od ciebie, teraz masz, nikomu niepotrzebny!

Mimo wszystko, Artur nadal nie może zrozumieć, co takiego złego zrobił swojej żonie, czym mógł ją tak rozgniewać? Wydawałoby się, że nic. W zasadzie niczego nie zrobił.

Bo co złego może zrobić mąż, który przez ostatnie dwa lata od zwolnienia z pracy tylko leży na kanapie, nikomu nie przeszkadza, co weekend ogląda mecze piłki nożnej i programy o wędkarstwie, i je tylko to, co jego żona ugotuje z produktów, które sama przyniesie do domu i na które sama zarobi?

A może jednak jest coś więcej. Coś, co skłoniło Irenę do odejścia od męża, do porzucenia, można by rzec, swojego małżeństwa, bo wiedziała, że nie będzie drogi powrotnej.

Każdego dnia, gdy Irena wracała z pracy, widziała ten sam obraz.

Na dużym łóżku, wygodnie się rozłożywszy, niczym namalowany, leżał jej mąż, wokół niego mnóstwo brudnych talerzy, kubków, pokrywek i różnych opakowań. I mówił jedną i tę samą frazę:

– Co dziś mamy na kolację, co udało ci się kupić, co dla mnie ugotujesz tym razem?

Te, już dobrze znane, słowa za każdym razem ciążyły Irenie na sercu, ale milczała, opuszczała głowę i szła do kuchni, żeby posprzątać i przygotować jedzenie dla siebie i męża.

Aż pewnego razu spakowała rzeczy i poszła do kolegi z pracy.

Wszyscy ich znajomi i krewni byli bardzo zdziwieni i mówili:

– Jaka ona nierozsądna, straciła takiego dobrego męża, teraz lepszego nie znajdzie. Przecież on jest taki miły, nigdy nikomu nie powie złego słowa, nie spojrzy krzywo, czego jej jeszcze brakowało w tym życiu, że odeszła do innego? Jest taki spokojny i dobrze wychowany. Po co było niszczyć rodzinę?

Ludzie jakoś w tej wymyślonej przez siebie idealnej opowieści nie widzieli najważniejszego. Ona kochała go przez te wszystkie lata naprawdę. Ale czy jej mąż kochał i doceniał Irenę?

Gdyby żona czuła jego dobroć i wsparcie, nigdy nawet by nie pomyślała o rozwodzie z dobrym człowiekiem. Trzeba doceniać każdą chwilę spędzoną z bliską osobą. Jej troskę i wysiłek, bo jutro tego może już nie być.

Czy warto dbać o rodzinę, gdy mąż jest po prostu dobrym i miłym człowiekiem, ale nie chce utrzymywać swojej rodziny i pracować? Czy warto z nim żyć i pracować za dwoje, w nadziei, że się zmieni, czy lepiej rozwieść się, póki jest się jeszcze młodą?