Mój mąż nie rozumie, dlaczego zdecydowałam się złożyć pozew o rozwód, przecież postąpił “jak prawdziwy mężczyzna” – wziął moje pieniądze i zaniósł je swojej byłej żonie, żeby mogła spłacić swoje długi

Mój mąż Wiktor to szlachetny i uczciwy człowiek. Kiedy się poznaliśmy, od razu powiedział, że ma córkę z pierwszego małżeństwa. Siedmioletniej Annie płaci alimenty i dodatkowo kupuje ubrania, zabawki.

Pensja Wiktora jest całkiem niezła, nawet po odjęciu wydatków na córkę, zostaje dobra suma dla naszej rodziny. Dlatego nigdy nie sprzeciwiałam się, że dba o swoje dziecko. Poza tym ma dobre relacje z byłą żoną.

Jednak niektóre sytuacje budziły we mnie niepokój. Marta, jego była żona, ma nowego męża. Ale kiedy zaczęła remont, zwróciła się do mojego męża.

– Co to za nowiny? – zmarszczyłam brwi. – Dlaczego masz coś robić w tamtym mieszkaniu?

– Po prostu nowy mąż Marty ma dwie lewe ręce. A moja córka powinna mieć normalne warunki mieszkaniowe – powiedział mi Wiktor, dając do zrozumienia, że rozmowa się skończyła. Zawsze poważnie traktował swoje relacje z córką.

Pewnego razu wspólni znajomi przekazali mu aż pięć kilogramów czerwonego kawioru. Kawior uwielbiam, moi rodzice też go lubią. Tylko Wiktor, z jakiegoś powodu, zostawił nam jeden kilogram, a resztę oddał Marcie i Annie.

– To dla mojego dziecka, a nie dla Marty – wyjaśnił mi mąż.

– Dziecko raczej nie zje nawet kilograma! – oburzyłam się. Wydawało mi się uczciwe i sprawiedliwe podzielić kawior przynajmniej po równo. A najlepiej poczęstować moich rodziców, a resztę podzielić między nami a Anną.

– Twoi rodzice są dorośli i sami mogą sobie kupić delikatesy. A dziecko nie może. Zakończmy ten temat – odpowiedział spokojnie Wiktor, nie zwracając uwagi na moje zepsute samopoczucie.

Z czasem postanowiłam nie zwracać uwagi na takie momenty. Mieliśmy wspólny cel – zbieraliśmy pieniądze na mieszkanie. Ogólnie miałam jednopokojowe mieszkanie, które wynajmowałam. Wiktor też miał jednopokojowe.

Planując powiększenie, nie wiedzieliśmy jeszcze, co będzie najlepsze. Czy zostawić nasze przedmałżeńskie mieszkania dla przyszłych dzieci, czy wszystko sprzedać i kupić większe mieszkanie. Na razie nasze oszczędności nie wystarczały na żaden z tych wariantów.

Oszczędzaliśmy na wakacjach, na drogich rozrywkach, ale to mnie nie martwiło. Mieliśmy piękny cel – kupno dużego mieszkania, w którym można wygodnie wychowywać dzieci.

– Jak myślisz, czy możemy pozwolić sobie na krótki wyjazd nad morze w tym roku? – zapytałam z nadzieją Wiktora.

– Myślę, że jeszcze za wcześnie, żeby o tym myśleć. Naszych oszczędności jest zbyt mało, musimy się pospieszyć. Bardzo chcę, żebyś urodziła mi dziecko, ale do tego potrzebne jest przestronne mieszkanie – odpowiedział mi rozsądnie.

Miał całkowitą rację, więc od razu się z nim zgodziłam. Nigdy się nie skarżyłam, po prostu czasem chciałam zaznać trochę przyjemności.

Często byłam świadkiem telefonicznych rozmów męża z jego byłą żoną. Z lekką zazdrością rozumiałam, że Marta i Anna często jeżdżą na wakacje. Zobaczyłam też zdjęcia, na których była żona Wiktora chwali się nowiutkim samochodem.

Takie momenty sprawiały, że czułam smutek, że musimy sobie we wszystkim odmawiać. Dlaczego jestem gorsza od tej Marty? Jak dobrze byłoby już kupić mieszkanie i spokojnie wydawać pieniądze, a nie odkładać każdy grosz.

Kiedyś mama zapytała mnie, dlaczego zwlekamy z dziećmi. Bardzo chciała już wnuków. Gdy powiedziałam, że chcemy kupić przestronne mieszkanie, zaproponowała nam pomoc. Niedawno sprzedała działkę i była gotowa włożyć te pieniądze w kupno mieszkania dla nas.

Według moich obliczeń te pieniądze, wraz z naszą zaoszczędzoną kwotą, wystarczyłyby na przyzwoite mieszkanie. Podziękowałam mamie z całego serca i pospieszyłam podzielić się tym z mężem.

– Nie jestem pewien, czy tych pieniędzy wystarczy – powiedział Wiktor. Z jakiegoś powodu moja wiadomość wcale go nie ucieszyła.

– Zatem dodajemy tę kwotę do jednej z naszych jednopokojowych mieszkań i kupujemy duże mieszkanie w świetnej dzielnicy – stwierdziłam pewnie. Nie rozumiałam, dlaczego Wiktor wyglądał na tak zakłopotanego.

Nasze oszczędności były na koncie męża. Zapytałam go, jaka dokładnie jest nasza kwota. Tylko z jakiegoś powodu mąż odpowiedział mi niejasno. Padały słowa “muszę sprawdzić”, “dawno nie liczyłem”, chociaż wystarczyłoby zajrzeć do telefonu, aby sprawdzić saldo.

W tamtym momencie zrozumiałam, że mąż coś przede mną ukrywa, i zażądałam natychmiastowego pokazania mi stanu konta. To wspólne pieniądze, mam prawo wiedzieć!

Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, że na koncie nie ma stu tysięcy. Przecież było prawie pięćset! Wczepiłam się w męża i zażądałam, żeby powiedział mi prawdę.

Czerwony ze wstydu Wiktor powiedział, że oddał nasze oszczędności Marcie. Po rozwodzie wpadła w wielkie długi – kupiła samochód, zrobiła remont, kilka razy pojechała na wakacje nad morze.

– Nie mogłem pozwolić, żeby moja córka dorastała w atmosferze takich strasznych długów. Dlatego spłaciłem wszystkie kredyty Marty – wyjaśnił mi mąż.

W tej chwili nagle zrozumiałam – jakie szczęście, że moje przedmałżeńskie mieszkanie pozostało przy mnie. Że nie zdążyłam włożyć go we wspólną nieruchomość. I jak cudownie, że mama nie zdążyła dać nam pieniędzy ze sprzedanej działki.

Bo już wiedziałam – jutro idę złożyć pozew o rozwód. Taki mąż na pewno nie jest mi potrzebny!