„Pracuję, a żona w domu pełni rolę służącej” — stwierdził mąż
— Smażone ziemniaki — odpowiedziałam. — Dodałam tam też kiełbaski. Twoje ulubione, mleczne.
— Wkrótce w naszym życiu nie będzie ani smażonych ziemniaków, ani kiełbasek — Jan z apetytem wyjadał kolację.
— Gdzie one się podążą? — nie zrozumiałam. — Czy będziemy się odżywiać duchem?
— Ech ty, „duchem” — niezłośliwie naśladował mnie Jan. — Będziesz mi gotować wyłącznie egzotykę — przepiórki na rożnie, jakieś fuagry, sałatki „Cezar”, ostrygi, homary. A może w ogóle będziemy chodzić do restauracji codziennie. Co tam, widziałem w kinie, tak wielu to robi.
— Najpierw zarób pieniądze, oligarcha — śmiałam się. — A potem zobaczymy. Teraz dzielisz skórę nieuchwyconego niedźwiedzia.
— Projekcjonuję w Wszechświat swoje marzenia i plany, na pewno się spełnią — pewnie odpowiadał mąż.
Jesteśmy małżeństwem od trzech lat, żyjemy całkiem nieźle, jak mówią, nie gorzej niż inni. Ja pracuję jako ekonomistka w jednej z firm komercyjnych, mąż jest mechanikiem samochodowym z dużymi ambicjami. Marzeniem jego życia było otwarie własnego warsztatu samochodowego.
Nasze własne mieszkanie jeszcze nie mamy, ale jak zapewniał mnie mąż, to tymczasowe:
— Nie martw się, Walunia, nie będziemy długo wynajmować mieszkania. Nadchodzą złote czasy! Potem od razu zrobię dom jednorodzinny na dwa piętra — pozwolisz sobie.
Takie natarczywość Jana mnie przeraża i jednocześnie pobudza. Jeśli człowiek z takim uporem dąży do celu — znaczy, że wszystko mu się na pewno uda. Na razie jednak muszę opłacać mieszkanie, Jan wydaje wszystkie pieniądze na przyszły biznes, a ja kupuję jedzenie. To mnie nie zasmuca, bo dokładnie wiem, że wszystko u nas będzie świetnie.
— Cześć, Walunia! Jak się ma mój „biznesmen”, chudnięty, nieprawdaż? — bardzo często odwiedza nas teściowa, Regina Lewandowska.
Ta kobieta burzy wszystkie stereotypy o teściowych — bardzo miękka, dobra i porządna. Regina cały swoje życie pracowała nauczycielką języka polskiego i literatury, co chyba nadało jej pewien, inteligentny charakter.
— Nie za bardzo, Regina Lewandowska — przyjacielsko odpowiadam. — Staram się, żeby Jan miał swoje spodnie na miejscu.
Regina, jak zawsze, była obleczona w torby i walizki — to prezenty dla nas. Ma własny przydomowy ogródek, gdzie teściowa uprawia najsmaczniejsze warzywa i owoce.
— To leczo. Janek je bardzo lubi — wystawiła Regina słoiki na stół. — To ogórki, to i kabaczki. No i dżemów dwa rodzaje, zapomniałam, który bardziej lubisz. Czy twoi rodzice często dzwonią?
— Prawie codziennie — odpowiadam. — Dziękuję, że pytasz.
— Jesteś dla mnie jak córka, Walunia — szczerze odpowiedziała Regina. — Jestem bardzo zadowolona, że zabrałaś Jana w swoje ręce.
— Zrobiliśmy to razem, koleżanko — rozśmieszyłam się. — W równych proporcjach.
Co mówisz, moja “złota” teściowa, niewiarygodna, jedna na milion. Przyjaciółki jakoś słuchają, wszystkie narzekają, że matka matki mężów, a ja absolutnie nie mam nic złego do powiedzenia o Reginie Lewandowskiej, ani jednego słowa.
Przyjechałam do centrum wojewódzkiego z małego miasta, żeby studiować na uczelni wyższej. W naszym mieście nie ma takiego jakościowego wykształcenia jak w centrum. Otrzymawszy czerwoną dyplom, dość szybko znalazłam sobie świetne miejsce, z przyzwoitym wynagrodzeniem i możliwością rozwoju kariery.
Z Janem poznaliśmy się zupełnie przypadkowo.
— Walunia, co po pracy robisz? — kiedyś zapytała mnie koleżanka z pracy, a jednocześnie przyjaciółka, Zosia. — Nie masz ochoty pójść do kawiarni, tam w piątki działa karaoke.
Zosia wie, że bardzo lubię śpiewać, więc zaproponowała mi, żeby pożytecznie spędzić piątkowy wieczór.
— Dwoma rękami tylko za! — z entuzjazmem odpowiedziałam. — Nie ma nic lepszego po ciężkim dniu pracy niż zaśpiewać kilka piosenek zespołu „Leningrad”, dusznie, bez cenzury.
Śmialiśmy się ze Zosią razem. Zosia miała własny samochód, wsiadłyśmy do auta, ale kilka kilometrów od kawiarni spotkała nas nieprzyjemność — zepsute koło.
— Co za pech — westchnęła Zosia. — Choć wszystko jest naprawialne, widzę warsztat samochodowy, tam jest też wymiana opon, jeśli wierzyć szyldowi.
Spotkał nas wysoki, szerokopłetwy facet.
— Naprawimy to w mig — uśmiechnął się i naprawdę, nie zdążyliśmy myśleć, zanim wszystko było gotowe.
— Ile wam jestem winna? — Zosia wyciągnęła portfel z torebki, facet odsunął ją ruchem ręki.
— Nic nie trzeba — odpowiedział. — Komplement od lokalu! Tym bardziej, że jesteście dziś milionowym klientem.
— A jednak, insynuuję — nalegała Zosia. — Trochę niewygodnie, przecież pracowaliście.
— Naprawianie Mercedesa na suficie to całkiem nieźle — odpowiedział facet. — Profesjonalny humor! Jeśli twoja urocza koleżanka wypije ze mną kawę, uznaj, że jesteśmy w równowadze.
Patrzyłyśmy ze Zosią na siebie. Jaki ciekawy sposób na poznanie! Ale szybko poinformowałyśmy Jana, bo facet nazwał się Marcin, co idealnie pasowało do naszego spotkania w kawiarni.
— Świetnie, wtedy ja i Dominik dołączymy do was — skinął głową Jan. — Ty z nami, Dominik?
— Oczywiście — skinął kolega Jana. — Nie mogę przegapić takiej okazji.
W kawiarni spędziłyśmy po prostu niezapomniany wieczór. Facet okazał się bardzo dobrym kawalerem i piosenkarzem. Śpiewali tak dusznie piosenki wojskowe, my i Zosia dosłownie były zachwycone.
Jan odprowadził mnie do domu, wymieniliśmy się numerami telefonów, zaczęłyśmy się spotykać. Po sześciu miesiącach spotkań Jan zrobił mi oświadczyny, które z radością przyjęłam. Jan okazał się niemal idealnym mężczyzną — miłym, czułym, uważnym.
Moim rodzicom, którzy przyjechali na ślub, przyszły miłemu mężowi też bardzo się podobał:
— Walentyno, trzymaj się Jana! Od razu widać, że to solidny facet, z wewnętrznym rdzeniem.
Rodzice bardzo szybko znaleźli wspólny język z teściową, ojca Jana nie było. Krótko mówiąc, jestem bardzo zadowolona z własnej rodziny, rzadko gdzie spotkasz taką harmonię.
Minęło kilka lat, Jan zaczął realizować swoje dawne marzenie, otworzyć własny biznes, a dokładniej warsztat samochodowy.
— Wszystko przemyśleliśmy z chłopakami, zrobiliśmy tutaj biznesplan, spójrz, a? — Jan pokazał mi papiery. — Ty masz świetny umysł, jako dyplomowany ekonomistka!
Uznaliśmy pomysł za bardzo interesujący, dałam kilka trafnych rad. Ku zaskoczeniu, sprawy bardzo szybko zaczęły iść do góry. Jan i chłopaki dostali kredyt w banku, znaleźli ruchliwe miejsce, tam były doskonałe warunki na miejsce dla samochodów.
— Mam całych chłopaków w bród, za każdego ręczę się, jak za siebie samego! — mówił mężowi Jan. — Nie tylko otworzymy serwis, ale rozwiniemy całą sieć po mieście, daj tylko czas.
Tak się stało. Minął czas, Jan z kolegami otworzyli jeszcze kilka filii, bo w mieście rozniosła się bardzo dobra reputacja o „Auto-luksie”. Tak Jan nazwał swoje dzieło.
Nie musiało długo czekać i nowy dom na przedmieściach. Jan spełniał wszystkie swoje obietnice.
— Spójrz, Walunia, jak w filmie o pięknym życiu — Jan nie przestawał się cieszyć jak mały — — Pierwsze piętro będzie dla gości, a jakże bez nich? Drugie piętro całkowicie nasze z tobą i przyszłym dzieckiem.
Już w nowym domu zrozumiałam, że jestem w ciąży. Jan od razu mi zarządził:
— Tak, wypadaj z pracy i przygotuj się na bycie mamą. Nie widzę sensu, żebyś biegała po biurach, ja i tak bardzo dobrze zarabiam.
Posłuchałam go, napisałam wypowiedzenie, które zostało przyjęte z dużą niechęcią, szkoda było tracić tak wartościowego pracownika.
Często odwiedzała mnie Regina Lewandowska, przynosiła owoce, świeże warzywa z własnego przydomowego ogrodu. Ona naprawdę szczerze uważa mnie za swoją córkę.
Wszystko byłoby po prostu wspaniałe, gdyby nie zachowanie Jana. Im więcej zarabiał pieniędzy, tym bardziej stawał się zarozumiały, arogancki, a nawet gdzieś despotyczny.
— Wszystko to dzięki mnie i tylko dzięki mnie! — Jan bardzo często obwąchiwał rękami dom. — Walunia, gdzie byś teraz była, gdyby nie ja? Wynajmowałabyś mieszkanie w dzielnicy spoczynkowej?
Starałam się nie być surowa wobec męża, odpowiadałam nieuchwale. Może to tylko nerwy, bardzo się męczy, bo biznes to dość uciążliwe przedsięwzięcie.
Regina też zauważyła istotne zmiany w synie:
— Janek stał się nie tym, czym był, wcale nie tym. Zawsze był taki uprzejmy, grzeczny. Teraz nawet spojrzenie się zmieniło — jakieś kolczaste, chwytliwe, obce, czy coś…
— Nic, — uspokajałam teściową. — Vanko urodzi się, Jan rozpuści się. Dzieci zawsze mają pozytywny wpływ na mężczyzn. Są jakby duszą się topiły.
Jeśli na kogoś dzieci miałyby pozytywny wpływ, to na Jana na pewno nie. W lepszą stronę zmian nie było, wręcz przeciwnie. Jak tylko Vanko się urodził, mąż przeprowadził się na pierwsze piętro, do nas z synem wchodził bardzo rzadko.
— Na pracy się męczę — odmawiał. — W domu przychodzisz, chcę odpocząć, tu Vanko krzyczy, żadnego życia prywatnego.
Następnie mąż zaczął późno zostawać w pracy, zaczął dość żarłocznie podchodzić do swojego wyglądu.
— Muszę odpowiadać wizerunkowi! — wyjaśniał mi. — Kto poważnie potraktuje biznesmena w swetrze i dżinsach? Potrzebuję drogiego garnituru i nie jednego.
Z trudem poznawałam w tym mężczyźnie Jana, chłopaka, żartownisia i zabawowicza. Wyglądało to, jakby go podmienili i w tym była pewna prawda. Charakter męża zepsuły duże pieniądze.
Stał się dość przygnębiony, oszczędny, twierdząc, że wszystkie środki idą na rozwój biznesu. Starałam się nie pytać, na szczęście, pomagali mi rodzice i teściowa.
Minęło kilka lat. Vanko dorastał, bardzo pomagała mi Regina Lewandowska, jedyna osoba, od której słyszałam ciepłe słowa w moim kierunku.
Pewnego sobotniego wieczoru Jan całkowicie wywrócił moją życie do góry nogami.
Mąż z rana stwierdził, że przyjadą jego goście, partnerzy biznesowi. Jakich partnerów nie chciałam się dowiadywać, po prostu zapytałam, co ode mnie oczekuje.
— Muszę trochę się przyrządzić, Walunia, to będzie na wysoki poziom — powiedział Jan.
Jan często mnie obrażał, ale takie porównanie było ponad wszelkie obelgi.
— Jan, weź się w garść, wydaje mi się, że zbyt się przegrzewasz — odpierałam go, nie wstydząc się gości. — Co o tobie pomyślą twoi partnerzy?
— Oni są ze mną zgodni — śmiał się Jan. — U nas, sukcesywni biznesmeni, to jest normą. Facetom da się do domu mamoniarstwo, a ich żony służą, wszystko jak dawniej.
Wtedy nie wytrzymała Regina Lewandowska. Słyszała cały nasz rozmowę i była bardzo oburzona tym, co powiedział jej syn.
— A teraz natychmiast przeproś Walentynę! — stanowczo powiedziała Janowi matka. — Nie zasługuje ona na takie słowa!
— Matko, nie wchodź w nasze sprawy! — groźnie odpowiedział Jan. — To cię wcale nie dotyczy.
— Jeszcze jak dotyczy, — marszczyła brwi Regina Lewandowska. — Wydaje mi się, że się przegrzałeś, musisz się trochę odświeżyć.
Teściowa wzięła z stołu jedną z sałatek, wylądowała ją na głowie swojego syna. Potem rozlała na niego lemoniadę z dzbanka.
Jan niedowierzająco obracał szaleńczo oczami.
— Zbiorę Vanko, a ty zbieraj walizki, Walunia — powiedziała mi Regina. — Wychodzimy. Niech ci kupcy sami się bawią i obsługują.
Jan był tak zaskoczony, że nawet nie próbował nas zatrzymać. Stał po prostu i mrużył oczy.
Regina zawiozła mnie do siebie domu:
— Tutaj będziecie wygodnie ty i Vanko. Żyjcie tu trochę u mnie, a potem — jak Bóg pozwoli.
Rozstałam się z moim tyranem, my i syn nie potrzebowaliśmy takiego despotycznego męża. Wkrótce wróciłam do pracy, Regina z przyjemnością zajmowała się wnuczkiem.
U nas wszystko było po prostu wspaniałe, a przeszłą życie już nie wspominam. Jeśli Jan nie przeszedł tego finansowego testu, to znaczy, że wewnętrznie jest tak silny, jak mogło się wydawać na początku.