Cały czas sobie odmawiam, żeby pomóc siostrze choćby groszem. A ona z mężem za te pieniądze ucztuje w restauracjach!
Z młodszą siostrą, Wiktorią, nigdy nie byłyśmy szczególnie blisko. Nasze relacje są raczej neutralne. Wpływ na to ma różnica wieku, a także różne podejście rodziców do nas obu. Wiktoria była ulubienicą całej rodziny, gwiazdeczką, przyszłą teatralną prymadonną.
Tak mówili wszyscy, którzy mieli okazję zobaczyć jej występy. A ja? Byłam szarą myszką, od której oczekiwano jedynie, że nie będzie rzucać cienia na siostrę-artystkę.
Wszystkie lata liceum Wiktoria przygotowywała się do egzaminów do szkoły teatralnej. Gdy nie zdała nawet pierwszego etapu, przepłakała całą noc, a rano oznajmiła rodzicom, że kończy z marzeniami o karierze gwiazdy.
Oczywiście przez całą szkołę lekceważyła inne przedmioty, więc musiała pójść na studia tam, gdzie lepsi uczniowie nie chcieli nawet zaglądać.
Na trzecim roku, gdy ja już pracowałam i planowałam ślub, Wiktoria oznajmiła rodzicom, że też wychodzi za mąż. Oczywiście narzeczonego nie miała. Po prostu chciała wyprowadzić się z domu, bo miała dość rodzicielskiej troski.
Była młoda, krew w niej wrzała, adoratorów miała wielu. Ale zamiast wybrać przyzwoitego chłopaka, których, ku mojemu zdziwieniu, w jej otoczeniu nie brakowało, poszła do urzędu stanu cywilnego z Michałem – miejscowym chuliganem w czapce z daszkiem. Co prawda, całkiem przystojnym.
Michał szybko zrozumiał, że żonę najlepiej wychowywać siłą. Wiktoria przez jakiś czas znosiła to w milczeniu. Gdy ktoś otwarcie mówił, że jej mąż jest, jak to teraz modne mówić, przemocowcem, stawała w jego obronie.
– Nie rozumiecie, on ma tak delikatną duszę.
Cóż, delikatną duszę i bardzo ograniczony słownik.
Mnie osobiście nie interesuje, w jaki sposób siostra marnuje swoje życie. Mam własną rodzinę, dzieci, męża. Jej meksykańskie melodramaty obchodzą mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Ale mamy matkę, która troszczy się głównie o Wiktorię, choć zawsze powtarzała, że kocha nas jednakowo.
Wyglądało to mniej więcej tak:
– Kocham ciebie i twoją siostrę jednakowo, dlatego musisz oddać Wiktorii tę piękną sukienkę od babci, żeby przestała płakać.
Gdy małżeństwo siostry zaczęło się sypać, matka przyszła do mnie:
– Musisz, nie, jesteś zobowiązana pomóc siostrze w tej trudnej sytuacji! Spójrz, nie ma czym nakarmić dzieci! A wasza lodówka pęka w szwach od jedzenia.
Próbowałam spokojnie wytłumaczyć, że wszystko, co mamy, zawdzięczamy ciężkiej pracy mojej i mojego męża. Zapytałam, dlaczego Michał nie pójdzie do pracy. Matka aż zachłysnęła się:
– Jak możesz tego nie rozumieć? On ma trudny charakter, trudno mu nawiązywać relacje z ludźmi!
A pasożytować na teściowej jest mu łatwo i przyjemnie? – odpowiedziałam. Matka zaczęła płakać i lamentować, że siostra sobie bez mojej pomocy nie poradzi. Naradziliśmy się z mężem i postanowiliśmy dać Wiktorii pewną sumę pieniędzy. Chcieliśmy za to kupić dzieciom domowy plac zabaw!
Gdy matka dowiedziała się, że przelałam siostrze pieniądze, uśmiechnęła się od ucha do ucha. Wiktoria ograniczyła się do suchego „dzięki” w wiadomości.
Według moich obliczeń tych pieniędzy powinno wystarczyć na dwa, może trzy miesiące skromnego życia. Ale po trzech tygodniach matka znów zaczęła mówić o tym, że rodzina siostry prawie głoduje. W rozmowie przypadkiem zdradziła, że Michał z Wiktorią dużo stracili po ostatniej kolacji w restauracji.
Prawie spadłam z krzesła.
– Pomyślałabyś, że raz wyszli do ludzi. Mają całe życie żyć o czarnym chlebie?!
Zajrzałam na stronę Wiktorii w mediach społecznościowych. I oczywiście, zdjęcia – siostra w kusej sukience, pozuje przy wejściu do drogiej restauracji. Potem przy stoliku, później leniwie dłubie w sałatce.
Oto na co poszły moje pieniądze, za które chciałam sprawić radość swoim dzieciom. Po prostu świetnie!
– Posłuchaj, – powiedziałam matce, – to był pierwszy i ostatni raz, kiedy pomogłam Wiktorii.
Matka otworzyła usta, ale nie wydobyła z siebie ani słowa. Potem pozbierała się i zaczęła mnie obrażać. Jestem egoistką i żmiją, którą wychowała na własnej piersi.
Widząc, że milczę, wpadła w jeszcze większą złość i powiedziała, że teraz ma tylko jedną córkę – Wiktorię.
– To idź do swojej córuni i razem chodźcie po restauracjach, – odpowiedziałam i zamknęłam za nią drzwi.
Tak, było to bolesne i nieprzyjemne. Ale lepiej jednym ruchem odciąć głowę, niż powoli odcinać kawałek po kawałku. A siostra z matką jeszcze do mnie przyjdą. Jestem tego pewna.