Teściowa uwielbia opowiadać, jaki ma dobry młodszy syn, w przeciwieństwie do starszych, ale to niemożliwe do słuchania, jeśli zna się prawdę
Każda mama, kochająca dziecko, jest gotowa oddać za nie życie. To nie żart ani upiększanie prawdy. Tak po prostu działa matczyne serce i nic z tym nie da się zrobić. W zdecydowanej większości rodzin to właśnie matka chroni swoje dziecko, jeśli coś mu się stanie lub popełni błąd. A póki ojciec aktywnie wyraża swoje niezadowolenie, a nawet pokazuje je, matka stara się wszystko załatwić.
Z drugiej strony, niestety, czasami miłość matki może przekraczać wszelkie wyobrażalne granice. Stąd pojawiają się problemy z dorosłymi, którzy bez matczynego wsparcia nie potrafią zrobić kroku naprzód. Takim mężczyznom zawsze trudno znaleźć swoje miejsce w zewnętrznym świecie: w pracy czy w życiu rodzinnym. Jak zawsze, ważną rolę odgrywa równowaga. Trzeba umieć w odpowiednim momencie zerwać pępowinę i puścić własne dziecko. Jednak zbyt wcześnie tego nie robić.
Słyszeliście kiedyś o sektach? Gdzie ludzie całkowicie tracą kontrolę nad sobą i robią tylko to, co mówią im wyżsi rangą towarzysze? Cóż, coś podobnego dzieje się między moją teściową a jej młodszym synem. Abyście lepiej mogli sobie wyobrazić całą sytuację, Wojciech ma 27 lat. Jest kawalerem, nigdy w życiu nie pracował. A jego główna pasja to pisanie nudnych i nikomu niepotrzebnych obrazów. Rysowanie na papierze, mówiąc prościej. Ale, moim zdaniem, wszystko, czego chce, to pozostać leniuchem i bezrobotnym do końca życia. Taki zewnętrzny ogląd, tak powiem.
Mój mąż ma dwóch braci. To jak z bajki: „starszy był mądry, młodszy zaś…”, no a młodszy to zdecydowanie głupek. Chociaż nie. Nie jest głupkiem. A bardzo poważnym manipulatorem. Który udaje wrażliwą, empatyczną osobowość. Ale zamiast coś robić ze swoim życiem, ciągle odwołuje się do matki i w różny sposób zmusza ją do dawania mu pieniędzy. Emerytury, kredyty. Cokolwiek. I nikomu nie uda się z nim nic zrobić. Obcy ludzie już dawno przyzwyczaili się do ich sytuacji. A w rodzinie rządzi teściowa. O ile oczywiście nie chodzi o Wojtka.
Miesiąc temu moja teściowa przyszła do nas na gościnę i cały czas opowiadała, jaki ma jedynego dobrego syna, który jej nie opuścił, zawsze pomaga. A mój mąż, widzicie, nie jest taki. On, wyobraźcie sobie, ożenił się i tylko myśli o mnie oraz o tym, jak zarobić więcej pieniędzy. A o matkę zupełnie zapomniał. I to na tle tego, że dzień wcześniej wszyscy razem pojechaliśmy na targ, kupować ziemniaki, cebulę, marchew. W workach. Aby teściowa i jej ukochany synek nie głodowali. A mąż dał jej też pieniądze. Nie przyznał się, ale ja doskonale to wiem.
Kiedyś byłam w szoku od wszystkiego, co się działo. Ale potem Michał opowiedział mi, jakie mieli kiedyś życie, jak jego matka kochała jego ojca. I że młodszy syn najbardziej przypomina jej byłego męża, który tak naprawdę nie dożył normalnego wieku starczego. A gdyby było inaczej, kto wie, gdzie teraz byłby Wojtek. I czas jakoś przekształcił mnie w postronnego obserwatora. Już nic mnie nie dziwiło. Ani wszystko, co powiedziano wcześniej, ani to, że od czasu do czasu Wojtkowi zabiera pogotowie ratunkowe, kiedy szczególnie mocno się upije. Ja mówię, że to osobowość artystyczna.
W tym tygodniu teściowa pojechała do średniego syna. I od jego żony dowiedziałam się bardzo wielu ciekawych szczegółów. Okazało się, że przyjechała do nich nie po to, aby wziąć dużo jedzenia czy cokolwiek innego. Chciała poprosić o pieniądze. Nie dla siebie, ona i tak przeżyje na emeryturze bez problemu. Inna sprawa, że na nią i syna nie wystarczy żadna emerytura. Chciała od swojego średniego syna właśnie gotówki. Dużo. Po co? No cóż, bracia już znaleźli się w życiu. Może więc młodszemu coś przypadnie?
Chodzi o to, że Wojtek w końcu znalazł sobie równie szaloną kobietę. Która i zalgnęła mu różne nieprawdy o jego „niezwykłym” talencie. I że w domu sam nic nie osiągnie. Trzeba, aby jego talent zobaczył świat. A on, według tej kobiety, ma go nawet więcej niż jakiś van Gogh. Prawda-prawda. Ale do tego trzeba kupić bilety do jakiegoś kulturalnie rozwiniętego kraju i zorganizować tam wystawę. A materiałów Wojtka wystarczy. Nie bez powodu każdego dnia tylko pije i rysuje smutne konie na łące.
Nawet nie wiem, skąd bierze te konie. Mieszkaniec miasta. U nas chyba nie odbywają się wyścigi konne. Nie ma toru wyścigowego. A poza miastem nigdy nie był. Inaczej jego postrzeganie świata na pewno by się rozbiło, jak szkło na tysiąc kawałków. Tam też pachnie gnojowicą i absolutnie nikomu nie ma się czym zachwycić talentem praktycznie „młodego” daru. Pewnie przerabia zdjęcia z internetu. Tylko w swoim stylu. Nazywa to „jak kura łapą”.
Otrzymawszy od średniego syna stanowczą „nie”, teściowa po prostu wróciła do domu z niczym. No jak, według słów brata mojego męża, nie puściła jej z pustymi rękami. Ale starała się kupić coś takiego, co jest proste. Kaszę, słoninę, olej słonecznikowy. Coś, czego bratek na pewno się niegniewa. Tak przynajmniej matce będą zapasy. A właściwie, to dziwne. Mój mąż i jego brat to dwaj dorośli, ugruntowani mężczyźni. Dlaczego by nie pojechać i nie porozmawiać z Weroniką o tym, jak się zachowywać, wychować?
Rozumiem, że przez to matka na nich na pewno mocno się obrazi. Ale to przecież nie powód, żeby wychowywać trutnia aż do siwych włosów? Moja mama, na przykład, gdybym zachowywała się choćby na jedną dziesiątą tak samo, na pewno by mnie z schodów zrzuciła. I w ogóle by ją zrozumiała. A tu… Michał jakoś zagadnął, że kiedy byli młodsi, a Wojtkowi nie było nawet 17 lat, ten często kradł z matczynych kieszeni pieniądze. Dokładnie tak samo, jak teraz, wydawał je na różne bzdury.
Jednak nie wstydził się oskarżać o zniknięcie swoich braci. Wtedy nie byli powściągliwi, jak teraz, i mogli młodszego pokolecić. Wtedy matka, jak sęp, chroniła swojego kurczaka. I nie obchodziło ją, że on nie ma racji i w ogóle sam jest w tym winny. To nic nie zmieniało. Czy nielubiany syn jest obrażany? Będzie skandal. I to taki. A teraz już starzeje się. Musi już prosić, a nie żądać od swoich normalnych synów pomocy. Nawet trochę żałuję jej. Ale co mogę zrobić?
Mąż mówi, może naprawdę warto się skupić i wziąć się z bratem za pieniądze? Niech wyjedzie gdzieś. Tylko na długo. Niech sobie założy życie. Na bilet i pierwsze chwile potrzeba niewiele. A z drugiej strony, jeśli teraz pije, to co tam zacznie robić? Na pewno nie sportem się zajmie. Również taka perspektywa, szczerze mówiąc. Ale jest dorosłym człowiekiem. I czas już schodzić z matczynej szyi. Przyznaję, sama nie wiem, co powiedzieć, nawet gdyby od mojego zdania coś zależało.
Tego rodzaju problemy zdarzają się ludziom. Wydaje się, że życie toczy się swoim rytmem. Ktoś planuje mieć dzieci, ktoś chce się przebudzić w biznesie. A ktoś ma tylko konie i kieliszek w głowie. I opinię, że go nie rozumieją. Jak żyć w takim świecie? Nawet nie wyobrażam sobie, a co by było, gdyby większość znanych artystów była taka sama jak Wojtek? Jakże im było trudno? A o ilu takich spinogryzach w ogóle nic nie wiemy? Tak, skale są oczywiście imponujące. Ileż smutku i nieszczęść przynieśli swoim bliskim i rodzinie!