„– Masz pieniądze, to sama sobie kupisz wszystko, co trzeba – oświadczyła mi wyniośle córka, gdy poprosiłam ją, by przyszła do mnie do szpitala. Pieniądze oczywiście mam. Ale nie o to teraz chodzi. Chcę domowego bulionu i puree na maśle i śmietanie. Czy coś takiego kupisz w stołówce? Chciałoby się też uwagi od bliskich ludzi, ale moje córki obraziły się na mnie, i wszystko przez pieniądze. Tym razem przyjechałam z Wielkiej Brytanii na urlop i postanowiłam kupić synowi samochód. Jeszcze o tym nie wie, niedługo ma jubileusz, więc zrobię mu taki prezent, bo zasłużył jak nikt z moich dzieci.”

– Masz pieniądze, to sama sobie kupisz wszystko, co trzeba – oświadczyła mi wyniośle córka, gdy poprosiłam ją, by przyszła do mnie do szpitala.

Pieniądze oczywiście mam. Ale nie o to teraz chodzi. Chcę domowego bulionu i puree na maśle i śmietanie. Czy coś takiego kupisz w stołówce? Chciałoby się też uwagi od bliskich ludzi, ale moje córki obraziły się na mnie, i wszystko przez pieniądze. Tym razem przyjechałam z Wielkiej Brytanii na urlop i postanowiłam kupić synowi samochód. Jeszcze o tym nie wie, niedługo ma jubileusz, więc zrobię mu taki prezent, bo zasłużył jak nikt z moich dzieci.

W tym roku przyjechałam na dłużej niż zwykle, bo zdrowie zaczęło szwankować, musiałam nawet położyć się do szpitala. W domu nie było mnie aż 5 lat, miałam dobrą pracę i pracowałam bez urlopu, bo chciałam coś zarobić.

Oprócz chorób przywiozłam ze sobą i poważną sumę pieniędzy. To moje córki od razu do mnie przybiegły, żeby te pieniądze mi zabrać. Każda z nich miała swój plan, na co potrzebują pieniędzy, ale rozczarowałam swoje córki – dla nich brytyjski bankomat się zamknął.

Mam czworo dzieci – dwie córki i dwóch synów. Ale zdecydowanie postanowiłam, że swoim córkom tym razem nie dam ani euro, już i tak dostały ode mnie wystarczająco.

W Wielkiej Brytanii jestem nie mało, nie dużo, a już 22 lata. Pierwsze, co zrobiłam, to kupiłam mieszkania dla córek. Najbardziej się o nie martwiłam, bo u nas na wsi przyjęto dawać córkom posag, a ja sama nic nie miałam, to co mogłam dać?

Na to, żeby kupić córkom mieszkania, wydałam aż 10 lat swojego zarobkowania. Ale obu kupiłam dwupokojowe mieszkania w nowym budownictwie, więc swój matczyny obowiązek wobec nich wypełniłam więcej niż należy, uważam.

Gdy obie córki były we wszystkim zabezpieczone, postanowiłam, że teraz pora pomyśleć o synach. Ale chłopcy mnie nieźle zaskoczyli. Powiedzieli, że byłoby im wstyd brać ode mnie pieniądze i zapewnili, że wszystko osiągną sami.

Jeden syn, Andrzej, pojechał z rodziną do Austrii i tam się już osiedlił, ma dobrą pracę i na razie nie zamierza wracać do domu.

A młodszy, Wiktor, ożenił się z Anną i mieszkają we własnym mieszkaniu, które sami sobie kupili. Syn zawsze odmawia jakiejkolwiek mojej pomocy, mówi:

„Mamo, pani sobie odkłada, pani jeszcze na pewno pieniądze się przydadzą”.

Syn jak w wodę patrzył, bo nawet nie wiem, co bym robiła, jak bym się leczyła, gdybym nie miała pieniędzy. Już poszło ponad 10 tysięcy i to jeszcze nie koniec. Ale jest nadzieja na wyzdrowienie, najważniejsze – mieć pieniądze na leczenie, i dzięki Bogu, mam je.

Przez cały ten czas, gdy jestem w szpitalu, ani jedna, ani druga córka mnie nie odwiedziła. Jedna powiedziała, że mam pieniądze i sama mogę sobie wszystko kupić. A druga stwierdziła, że nie ma czasu do mnie chodzić, bo musi myśleć, jak zarobić pieniądze na życie. Sugeruje, że nic jej nie dałam.

Ale moja synowa Anna na wszystko znajduje czas, ona też pracuje, ale znajduje możliwość, by do mnie wpaść i przynieść coś smacznego. Gdyby ktoś wiedział, jaki dobry bulion ona gotuje, wydaje mi się, że smaczniejszego nie jadłam.

Rozumiem, że tak mi się wydaje, po prostu w trudnych sytuacjach ludzie się właśnie ujawniają – kto jest kim. Zawsze przyjeżdżałam na 2-3 tygodnie na urlop i nie zdążyłam się przyjrzeć, co i jak, więc nie zauważyłam czysto konsumpcyjnego podejścia córek do mnie. Ale teraz wszystko zrozumiałam – moje córki potrzebują ode mnie tylko pieniędzy, a ja ich nie interesuję.

Za to syn z synową tak się mną opiekują, że słowami nie da się wyrazić, jak mi przyjemna jest ich troska. Dlatego postanowiłam, że kupię Wiktorowi samochód z salonu, mam pieniądze. Ten zakup będzie równoważny mieszkaniom, którymi zabezpieczyłam córki, a syn ode mnie nic nie otrzymał.

Rozumiem, że jeśli córki się o tym dowiedzą, to zrobią bunt i sceny, ale mnie to obojętne. Syn zasłużył. Czyż nie tak?