Moja mama nie pozwala mi prowadzić pełnowartościowego życia rodzinnego jako dorosła kobieta. Płacze przez telefon i obraża się, że nie mogę spędzać z nią całego swojego czasu.
Mam już 29 lat i od pięciu lat jestem mężatką. Mamy z mężem dwoje dzieci. Jasne jest, że większość mojego czasu jestem bardzo zajęta. Córka jeszcze nie chodzi do przedszkola, bo za każdym razem, gdy ją tam zapisuję, łapie jakąś infekcję i muszę siedzieć z nią na zwolnieniu lekarskim przez tygodnie. Dlatego z mężem zdecydowaliśmy, że na razie zostanę z dziećmi w domu.
W takiej sytuacji trudno cokolwiek ogarnąć. Codziennie gotuję coś świeżego, zajmuję się domowymi obowiązkami i staram się rozwijać dzieci — przecież same nie urosną. Trzeba w nie wkładać czas, energię i serce. Tych obowiązków nie sposób zliczyć. Nie mam nawet chwili, żeby usiąść czy się położyć — wieczorem nogi mi aż dudnią ze zmęczenia.
Tylko moja mama tego nie rozumie i nie chce ani wiedzieć, ani słuchać. Ona na serio uważa, że przy małych dzieciach nie ma żadnych obowiązków. Regularnie do mnie dzwoni i robi mi wyrzuty. Twierdzi, że całe dnie spędzam przed telewizorem, czytam książki albo przeglądam media społecznościowe, zamiast przyjechać do niej, pomóc w sprzątaniu czy zrobić zakupy.
Problem polega na tym, że mama mieszka na drugim końcu miasta. Dojazd do niej zajmuje mi pół dnia. A przecież muszę zabierać ze sobą dzieci. W swoim mieszkaniu ledwo daję radę utrzymać porządek, bo dzieci ciągle rozrzucają zabawki. Jak mam jeszcze sprzątać w cudzym domu? Skąd wziąć na to czas? Jak wytłumaczyć mamie, że jestem bardzo zajęta? Ona mnie nie słyszy i nie rozumie. Mam wrażenie, że ma gdzieś moje potrzeby, a widzi tylko swoje problemy.
Inne matki odwiedzają swoje córki, żeby posiedzieć z wnukami. Przecież to jej wnuki, wyczekiwane i ukochane! Gdy wróciłam ze szpitala po porodzie, odwiedziła mnie. I co? Zamiast odpoczywać, musiałam wstać z łóżka, iść do kuchni i przygotować poczęstunek. Kto tak robi swojej własnej córce? Czy to był odpowiedni czas na wizyty i świętowanie? Ale inaczej się nie dało, bo mama by się obraziła i zrobiła awanturę. Nie miałam nawet sił, żeby się z nią kłócić.
Podczas wizyty stwierdziła, że zupa jest za tłusta i za słona, a na stół mogłam postawić bardziej elegancką zastawę. Pretensje za pretensjami, niezadowolenie za niezadowoleniem. Ani słowa wsparcia. Czy tak zachowuje się prawdziwa matka? Starałam się, jak mogłam, żeby jej dogodzić. Ale to niemożliwe. Mama i tak jest rozczarowana i niezadowolona. Nigdy nie przyjeżdża, żeby mi pomóc czy posiedzieć z wnukami. Uważa, że to nie należy do jej obowiązków. W takim razie ja też nie muszę nadwyrężać się, żeby ją zadowolić.
A ona nadal codziennie mnie nęka telefonami. Sypie oskarżeniami. Mama szczerze wierzy, że moje główne zajęcie to leżenie i patrzenie w sufit. Żąda, żebym ją odwiedzała codziennie i zajmowała się jej domem. Ale ja tego nie zrobię. Nie mam na to ani czasu, ani sił.
Kilka tygodni temu porządnie się pokłóciłyśmy. Od tamtej pory prawie się nie kontaktujemy. Mama przestała dzwonić i niczego nie wymaga. Ja również do niej nie dzwonię. I wiecie co? Czuję się absolutnie szczęśliwa i spokojna! Dawno nie byłam w takim stanie. Gdybym wiedziała, że to takie proste, już dawno bym się z nią pokłóciła. Nie chcę o niej nic słyszeć, widzieć jej ani wiedzieć, co u niej. Niech sobie żyje sama. I niech mnie nie szuka. Dlaczego mam taką matkę? Czym zasłużyłam sobie na takie życie? To jakieś przekleństwo!