Irena w milczeniu nakładała gulasz do miski. Jej syn Jarosław siedział przy stole. – Mamo, jest taka sprawa. Musimy porozmawiać – oznajmił nagle, przybierając poważny wyraz twarzy. – Chcę sprowadzić kobietę. – Dokąd? – przestraszyła się matka. Irena usiadła na stołku. Po słowach ukochanego syna aż pociemniało jej przed oczami

Na zegarze była prawie szósta, gdy Irena przekręciła klucz w zamku i zaczęła schodzić z szóstego piętra. W starym budynku nigdy nie było windy, ale to nawet lepiej – można rozprostować nogi, rozmyślała po drodze starsza kobieta. Droga na parter zajmowała jej piętnaście minut.

Na ławce przed wejściem do klatki siedziała już kobieta. Maria – w jaskrawoczerwonym berecie i płaszczu sprzed trzydziestu lat – trzymała w rękach robótkę na drutach i szybko przebierała oczkami. Wyglądało na to, że robi szalik, tak samo czerwony jak jej nakrycie głowy.

– Cześć! – przywitała się Maria z Ireną. Na jej tle Irena wyglądała skromnie – zielona chustka i ocieplana kraciasta marynarka dopełniały zestaw z gumowymi butami.

– Dobry wieczór – westchnęła Irena, siadając z hałasem na wolnym miejscu na ławce. – Co nowego?

Sąsiadka chętnie schowała robótkę do plecionej torby i natychmiast zdała relację:

– Marta z pierwszego piętra znowu przyprowadziła jakiegoś faceta. Dozorca Michał zamiótł liście z chodnika… I to wszystko na dziś.

Zamilkła, spoglądając na wejście do klatki schodowej.

– No dobrze… Wpadłam tylko na chwilę. Za pół godziny zaczyna się serial, a Jarosław wróci z pracy – westchnęła z tęsknotą Irena. – Ty to masz dobrze, dzieci mieszkają osobno. Jeszcze ci pewnie pomagają? – dodała z ledwo skrywaną zazdrością.

– A jakże – uśmiechnęła się Maria. – Anna wczoraj przysłała sto dolarów. Co to dla nich w tej Ameryce? Grosze. Ciągle zaprasza mnie do siebie, żebym zobaczyła wnuki.

– I co ty na to?

– Ja? Nie, mówię. Gdzie ja się będę pchać w tym wieku? Jeszcze to ciśnienie… A twój Jarosław?

Irena westchnęła:

– Żyje…

– Chociaż żarówkę wymienił? – Maria uniosła brwi i spojrzała uważnie na Irenę.

– No, Zina… – Irena zmieszała się. – Człowiek się męczy, pracuje. Już go o nic nie proszę.

Syn Jarosław przeprowadził się do matki dwa tygodnie temu. Wyrzuciła go z domu żona, mimo że mieli dwoje małych dzieci. I to niby z jakiego powodu? No dobrze, miał kochankę, pomyślała Irena.

Synowa Irenie nigdy się nie podobała. Co syn w niej widział? Blada, z dużym nosem i krótkimi nogami. A dzieci wyszły takie same. Irena unikała spotkań z synową i wnukami. Nazywała ich po prostu „dzieci Dari”. Kiedy więc Jarosław pojawił się pewnej nocy z jedną torbą w ręku, nie mogła go nie wpuścić.

Na początku Irena była trochę zasmucona – jak to tak, rodzina syna się rozpada. Ale zaraz potem się ucieszyła. W końcu uwolnił się od niej… Sama mieszkała już pięć lat i brakowało jej męskiej ręki w domu. Zaplanowała, że Jarosław naprawi kran, zreperuje stare szafki, a może nawet przyklei nowe tapety w przedpokoju.

Ale nic z tego.

Jarosław nawet nie myślał o pomocy matce. Wrócił do domu rodzinnego, gdzie było mu dobrze i wygodnie, gdzie problemy rozwiązywały się same.

– Mamo, wyprasuj mi koszulę, co? I spodnie też. Tylko nie tak jak ostatnio, bo to drogie rzeczy – mówił, zdejmując skarpetki i rzucając je pod stół w kuchni, jak miał w zwyczaju. – Możesz dać mi więcej mięsa?

Irena milcząco kiwała głową i nakładała gulasz do miski. Syn mieszkał z nią dopiero dwa tygodnie, a ona już miała dość codziennego prania, prasowania i gotowania. Sama mogła zjeść na kolację tylko kefir, ale syn potrzebował pełnego posiłku, najlepiej dwudaniowego. W duchu zaczęła już myśleć, że dobrze by było, gdyby Jarosław pogodził się z Darią i wrócił do rodziny.

– Mamo, musimy pogadać – niespodziewanie powiedział syn, przybierając poważny wyraz twarzy, choć nadal żuł gulasz. – Chcę sprowadzić kobietę.

– Dokąd?! – przestraszyła się matka, odruchowo łapiąc się za serce.

– No tutaj, dokąd niby? – uśmiechnął się Jarosław.

Irena usiadła na stołku. Po takiej deklaracji zaniemówiła.

– Poczekaj, synku. Przecież mamy małe mieszkanie, gdzie ty chcesz ją sprowadzać… To znaczy jak sprowadzić? A Daria? A dzieci? – Z emocji zaczęła się jąkać.

Jarosław wydawał się być dobrze przygotowany na takie pytania i miał już gotową odpowiedź.

– Wiesz co, pomyślałem sobie. Przecież połowa mieszkania jest moja… No co się tak dziwisz? Daria złożyła pozew o rozwód, po co mam czekać? Zresztą, o Janie i tak wszyscy już wiedzą. A ona nie ma dokąd pójść.

Po tych słowach Irena niemal spadła ze stołka. Jak to rozwód? Dlaczego? Była przekonana, że synowa zrobi wszystko, żeby odzyskać Jarosława. Czy to naprawdę aż tak poważne?

Nowa „miłość” pojawiła się już następnego dnia. Była zupełnie inna niż cicha i łagodna Daria – wyrazista, szczupła i bardzo głośna. Dziewczyna od razu oświadczyła, że nie zamierza dzielić życia w jednym pokoju ze starą kobietą i postawiła ultimatum. Albo gospodyni przeniesie się do kuchni, albo ona wyprowadza się z ich mieszkania.

– No, mamo – jęknął Jarosław, wnosząc do kuchni składane łóżko. – Nie patrz na mnie tak. Przecież będzie ci niewygodnie mieszkać z nami w jednym pokoju. A w ogóle normalni rodzice organizują dzieciom mieszkania.

– Może jednak pogodzisz się z Darią? Chcesz, żebym do niej zadzwoniła?

Teraz była gotowa cofnąć wszystkie swoje słowa, którymi kiedyś obrażała synową. Daria wydawała się jej po prostu idealna w porównaniu z nową sympatią syna. Tym bardziej że miała własne trzypokojowe mieszkanie, podarowane przez rodziców jeszcze przed ślubem.

– Co ty mówisz? Mamo, przecież zawsze byłaś przeciwko Dari. Może w ogóle kłóciliśmy się przez ciebie. Zawsze z tymi swoimi radami… Dobra, nieważne. Teraz przynajmniej nam nie przeszkadzaj.

Irenie nie pozostało nic innego, jak milczeć. Przecież to prawda, co powiedział syn. Przez całe siedem lat jego małżeństwa próbowała tłumaczyć młodym, jak powinni żyć. Uczyła Darię gotować, chociaż ta z wykształcenia była kucharką. Wyjaśniała, jak wychowywać dzieci. Jarosław był późnym i jedynym dzieckiem Ireny, a ona zawsze starała się dać mu wszystko, co najlepsze. W końcu ta nadopiekuńczość obróciła się przeciwko niej.

Za Ireną do kuchni przeniosła się jej maszyna do szycia i duży fikus. Nowa młoda gospodyni już przestawiała meble w mieszkaniu i wydawało się, że to dopiero początek.

– Żartujesz? Jarosław jeszcze dziewczynę przyprowadził? – zdziwiła się Maria. – A wynająć mieszkanie na swoje zabawy to nie łaska? Wybacz, ale moim zdaniem to przesada.

– Co ty mówisz! – machnęła ręką Irena. – Jakie mieszkanie, on nie ma żadnych pieniędzy. Nawet na jedzenie.

Sąsiadka zdziwiona chrząknęła.

– Na jedzenie nie ma, ale na dziewczynę to już tak? Otwórz oczy. Matczyna miłość cię całkiem zaślepiła? – mówiła Maria bez ogródek. – Jeszcze cię z mieszkania wyrzucą. Raz w miesiącu pozwolą wejść, żebyś tylko zakupy przyniosła.

– Przesadzasz… – mruknęła niepewnie Irena.

– W ogóle nie powinnaś go wpuszczać – stwierdziła stanowczo Maria. – Zastanowiłby się i wrócił do Dari. Co ci w niej nie pasowało? Normalna kobieta. A tak dzieci będą dorastały bez ojca…

W rzeczywistości Maria powiedziała na głos wszystko to, czego Irena bała się nawet pomyśleć i co starała się od siebie odsuwać. A teraz wyrzucenie z własnego mieszkania tej „wesołej parki” – Jarosława i jego dziewczyny – było niemal niemożliwe. Młodzi codziennie słuchali głośnej muzyki do późna w nocy, a krzyki doprowadzały starszą kobietę do skoku ciśnienia i bezsennych nocy. A wisienką na torcie było to, że syn planował już zameldować Janę w ich mieszkaniu.

Natarczywy dzwonek do drzwi obudził Irenę. Przez pierwsze sekundy nie mogła zrozumieć, dlaczego śpi na swojej kanapie, a nie w kuchni. Jeśli Jarosław był tylko snem, to wyjątkowo realistycznym.

– Kto tam?

– Mamo, to ja, Jarosław – za drzwiami rozległ się znajomy głos syna. – Otwórz, pokłóciłem się z Darią, wyrzuciła mnie z domu.

Kobieta otworzyła drzwi. Przed nią rzeczywiście stał zrezygnowany Jarosław z niewielką torbą w ręku.

– Boże, co się stało… Która godzina?

– Około drugiej w nocy – mruknął Jarosław. – Mogę u ciebie przenocować? Nie mam dokąd pójść. Tylko na jedną noc, jutro coś wymyślę.

Irena zawahała się na moment. Poczuła dziwne déjà vu.

– Wiesz co, synku… Idź do domu. Nikt cię nie zmuszał do ślubu, sam wybrałeś tę kobietę na żonę. Założyłeś rodzinę, masz dzieci, a jak pojawiły się problemy, to do mamy? Nie wpuszczę cię, wybacz.

Kobieta zamknęła drzwi i powoli wybrała numer do synowej.

– Daria, tu mama Jarosława. Pokłóciliście się? Właśnie przyszedł do mnie, ale go nie wpuściłam. Odesłałam go do domu, więc czekaj. Jak będzie się stawiał, dzwoń do mnie, to szybko mu przemówię do rozsądku. Nie martw się, jestem po twojej stronie. W końcu kobieca solidarność to rzecz ważna. I wiesz co… przepraszam, córko, jeśli cię kiedyś obraziłam.