Zawsze wiedziałam, że moja dawna przyjaciółka całe życie żyła „dla siebie”. Dzieci — absolutnie nie chciała. I oto mamy po sześćdziesiątce. Spotkałyśmy się, porozmawiałyśmy. I teraz sama nie wiem: która z nas dwóch przeżyła życie „właściwie”?

Chcę dziś podzielić się historią, która przydarzyła mi się niedawno. Zupełnie przypadkiem spotkałam koleżankę z dzieciństwa. W podstawówce byłyśmy nierozłączne, a potem nasze drogi się rozeszły i przez długie lata nie miałyśmy ze sobą kontaktu.

To spotkanie wywołało we mnie mieszane uczucia. Ja zajęłam się rodziną, wychowaniem dzieci, pracą zawodową i domem. O niej wiedziałam tylko tyle, że jej życie to podróże, przygody i romanse.

Nigdy nie oceniałam jej wyborów, ale w rozmowie nie mogłam powstrzymać się od pytania o jej podejście do życia. Dla mnie dzieci to zawsze była ostoja i sens istnienia. Nawet bez męża można je wychować i na starość cieszyć się ich obecnością, doczekać wnuków.

Tak właśnie jej to przedstawiłam. A ona? Odpowiedziała otwarcie, bez udawania. Nazwała swoją samotność świadomym wyborem. Powiedziała, że nie wierzy w to, by dzieci potrafiły być wdzięczne wobec rodziców. Dlatego nigdy nie chciała „ciągnąć tego wózka”.

Na pierwszym miejscu stawiała niezależność i materialne bezpieczeństwo. Opowiadała o egzotycznych podróżach, o mężczyznach, którzy pojawiali się w jej życiu. A ja mogłam pokazać tylko zdjęcia wnuków, których i tak widuję rzadko.

Doszła do wniosku, że mając pieniądze można zapewnić sobie godne życie na starość. Nie chciała inwestować energii i sił w wychowanie dzieci, skoro nie widziała w tym sensu.

Słuchając jej, coraz lepiej rozumiałam: w tym też jest logika. Bo przecież nie można kochać „na siłę” ani udawać instynktu macierzyńskiego, jeśli go się nie ma.

Ona nie żałuje swojego wyboru. I ucieszyło mnie to, że mogłam to usłyszeć. Zawsze myślałam, że któregoś dnia będzie żałować — ale nie. Wygląda o dziesięć lat młodziej ode mnie. Zdrowa, nie biega po lekarzach. Codziennie rano uprawia jogging i wciąż ma partnera, który ją uwielbia i od lat namawia na ślub.

Ja też nie żałuję swojego życia. Ale gdy spojrzałam na nią… coś się we mnie poruszyło. Zazdrość? Sama już nie wiem.