Pewnego razu teść stwierdził, że skoro jestem jedynakiem, to moja mama ma obowiązek pomagać nam we wszystkim, bo przecież na starość to my będziemy się nią opiekować, a oni mają jeszcze młodszą córkę. A kiedy moja mama przychodzi do nas w odwiedziny, Larysa uważa, że powinna koniecznie przynieść torbę zakupów, a najlepiej jeszcze zostawić trochę pieniędzy, bo przecież „mamy małe dziecko”. A ja wcale nie uważam, że moja mama jest nam coś winna – jesteśmy przecież już dorośli

Z Larysą spotykaliśmy się krótko, nie sądziłem, że zostanie moją żoną. Ale kiedy powiedziała, że spodziewamy się dziecka, od razu zdecydowaliśmy się na ślub. Moglibyśmy zamieszkać u mojej mamy, ale Larysa kategorycznie odmówiła – „nie będę mieszkać pod jednym dachem z teściową, wolę wynajmować”. Moja mama sprzedała więc swoje dwupokojowe mieszkanie i kupiła dwa kawalerki – jedną dla siebie, drugą dla nas. Zrobiła nam nawet porządny remont, wydając na to wszystkie oszczędności.

Kiedy urodził się syn, mama pomagała nam nie tylko przy dziecku, ale też finansowo. Rodzice Larysy nie dali nawet złotówki na wesele, ich pensje są niewielkie (mieszkają w powiatowym miasteczku) i do dziś nie pomagają w żaden sposób. Larysa ma młodszą siostrę, która studiuje na pierwszym roku i rodzice skupiają się teraz tylko na niej, uznając, że starszej córce „wszystko już się ułożyło”.

Pewnego dnia teść znowu powiedział, że moja mama musi nam pomagać, bo jestem jedynakiem, a oni mają jeszcze drugą córkę. Być może w ich logice to ma sens, ale mnie boli podejście Larysy. Ciągłe roszczenia. Kiedy mama przychodzi, Larysa uważa, że powinna coś przynieść, a najlepiej jeszcze dorzucić pieniędzy „bo dziecko”. Wstyd mi za takie jej zachowanie – zwłaszcza że mama i tak zrobiła dla nas niewyobrażalnie dużo.

Mama ma przyjaciółkę, która dziesięć lat temu wyszła ponownie za mąż i wyjechała za granicę. Wiele razy zapraszała mamę do siebie, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie: raz choroba ojca, raz moje wesele, raz kredyt na mieszkania (bo żeby kupić dwa, mama musiała dobrać sporą sumę z banku).

Mama pracuje teraz na dwóch etatach, odłożyła trochę pieniędzy na remont i na przyszłość, bo z samej emerytury w naszym kraju ciężko przeżyć. Niedawno przyjaciółka znowu ją zaprosiła — i nawet zaoferowała, że zapłaci za bilet, byle tylko mama przyjechała.

Kiedy Larysa się o tym dowiedziała, zrobiła taką awanturę, że mama prawie zrezygnowała z wyjazdu. Usłyszała od niej, że „teraz, kiedy czekamy drugie dziecko, nie ma prawa wydawać pieniędzy na siebie”. Wytłumaczyłem Larysie, że mama już nam wystarczająco pomogła, a teraz my powinniśmy radzić sobie sami. Druga ciąża pojawiła się właściwie wbrew mojej woli — skoro i jednego dziecka nie jesteśmy w stanie utrzymać bez pomocy mamy, a mieszkanie jest małe. Larysa jednak uparła się i podejrzewam, że zwyczajnie nie chce wracać do pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego.

Larysa liczyła na to, że mama i tym razem wszystko sfinansuje — i nawet nie próbowała tego ukrywać. Po mojej decyzji, że mama ma jechać, zrobiła między nami mur nie do przebicia. Od tamtej pory praktycznie ze mną nie rozmawia. Raz usłyszałem, jak mówi do synka:
— Tata jest zły, tata nas nie kocha.

Jak mam dalej żyć z kimś, kto zachowuje się w ten sposób? Gdyby nie to, że ona jest w ciąży, pewnie już bym się zdecydował na rozstanie. Ale teraz… teraz to po prostu niemożliwe.