Mój mąż ma inną kobietę – starszą ode mnie o trzynaście lat. A mimo to… nie chcę się rozwodzić. Ze względu na syna. On tylko czeka, aż tata wróci do domu, a gdy już przyjdzie – nie odstępuje go na krok
Wyszłam za mąż młodo – miałam dwadzieścia lat, a Jarosław trzydzieści. Różnica wieku wydawała mi się czymś naturalnym, przecież moi rodzice też taką mieli. Przez osiem lat żyliśmy dobrze. Aż w końcu dowiedziałam się, że ma inną. Kobietę starszą nawet od niego o trzy lata.
Czyli – starszą ode mnie o całe trzynaście. I nie dość, że mnie zdradzał przez lata, oszukiwał, zapewne ukrywał przed rodziną część pieniędzy… to jeszcze wybrał kobietę, która mogłaby być jego starszą siostrą. Słyszałam nawet, że ma syna – bardzo podobnego do mojego męża. Nie wiem, czy to jego dziecko, ale jeśli tak – urodził się mniej więcej wtedy co nasz syn. Pięć lat temu.
Gdyby to była młodsza dziewczyna, jakaś atrakcyjna dwudziestolatka – może byłoby mi łatwiej to przełknąć. A tak… Mam wrażenie, że w jego oczach jestem już tak mało warta, że nawet „pani po czterdziestce” jest lepsza. Więc po co to wszystko? Te pozory, wspólne obiady, rozmowy o przyszłości?
Zadręczałam się tym w samotności, aż w końcu powiedziałam o wszystkim przyjaciółce. Nikomu więcej – nie chcę fałszywego współczucia, plotek, ukrytej satysfakcji, że mnie też „zdradzono”. Ludzie lubią takie historie, ale nie z troski – z ciekawości. Mamie? Nawet nie próbowałam. Ona od razu by wszystko poukładała po swojemu i oczekiwała, że będę działać według jej scenariusza.
Powiedziałam tylko przyjaciółce. Słuchała mnie uważnie, pocieszała… ale widziałam w jej oczach cień politowania. Jakby myślała: „zostawił ją nie dla młodszej, tylko dla starszej – to dopiero wstyd”.
Nie powiedziała tego głośno, wręcz przeciwnie – próbowała mnie wesprzeć. I odradzała rozwód – dla dobra dziecka.
Nie mogę powiedzieć, że mój mąż jest złym ojcem. Nie widuje się często z synem, bo „ciągle zapracowany”. Dobrze zarabia, to prawda. Zawsze tłumaczył się brakiem czasu. Teraz już wiem – dlaczego tak naprawdę go nie miał.
A nasz synek? On tylko czeka na ojca. Kiedy ten wreszcie wraca – nie spuszcza go z oczu, tuli się, chce wszystko razem. Jak wytłumaczyć dziecku, że tata już dawno nie jest cały nasz? Że połowa jego życia jest z inną rodziną?
Nie umiem. I nie chcę jeszcze go ranić. A przecież z każdym dniem żyć razem jest coraz trudniej. Każda rozmowa staje się dla mnie męką. Myśl, że on wrócił właśnie od niej… Budzi we mnie wstręt i żal.
Od półtora miesiąca wiem i… nic nie zrobiłam. Nie potrafię zebrać się w sobie, żeby powiedzieć mu wprost, co wiem. Zarabiam mniej niż on, ale nie umrzelibyśmy z głodu. Alimenty przecież by były. I wiem, że w sądzie racja byłaby po mojej stronie.
Ale… gdyby nie dziecko…
To właśnie ono mnie powstrzymuje. I teraz nie wiem: czy wybaczyć? Udawać? Czy może wreszcie odejść i żyć po swojemu?