Oszołomiona tym, co usłyszałam, siedziałam bez ruchu w kuchni aż do rana. Siedziałabym tak dalej, gdyby nie to, że chłopcy się obudzili i mnie poruszyli. Jak we mgle przygotowałam im śniadanie i zaprowadziłam do przedszkola. Wróciłam do domu i znów nie byłam w stanie nic zrobić. Poczekałam do wieczora, poszłam po dzieci, nakarmiłam je, wykąpałam i położyłam spać
Z mężem przeżyliśmy razem dziesięć lat małżeństwa. Wszystko zaczęło się bardzo romantycznie i uroczo. Były kwiaty, czekoladki, teatry, restauracje… Słowem – jak u wszystkich.
Po ślubie przez długie pięć lat nie mogliśmy mieć dzieci. Przeszliśmy przez wszystkie możliwe metody – tradycyjne i nietradycyjne. I dopiero kiedy zaakceptowaliśmy naszą sytuację, zrelaksowaliśmy się i po prostu zaczęliśmy żyć – przyszła długo wyczekiwana radość.
Byliśmy bardzo szczęśliwi i podekscytowani. Cały okres oczekiwania mąż bardzo mnie chronił i troszczył się, by nic złego mnie nie spotkało. Chłopcy urodzili się zdrowi i o czasie. Staliśmy się najszczęśliwszymi rodzicami na świecie.
Teraz chłopcy mają już pięć lat. Są już tacy duzi, a zarazem jeszcze tacy mali. Niezwykle ciekawe dzieci – w zachowaniu i w rozmowach. Czasem wypowiadają takie rzeczy, że niejeden dorosły by na to nie wpadł. Jestem bardzo szczęśliwą mamą i żoną.
Ale kilka miesięcy temu wszystko wywróciło się do góry nogami. Wracając wieczorem z pracy, mąż po prostu usiadł na kanapie i powiedział, że odchodzi do innej kobiety. Dzieci nie porzuca, ale ze mną kończy wszelkie relacje. Spakował rzeczy i wyszedł, nie żegnając się z chłopcami – już spali.
Oszołomiona jego słowami, siedziałam bez ruchu w kuchni do rana. Siedziałabym tak dłużej, ale chłopcy się obudzili i mnie zmobilizowali. Przygotowałam im śniadanie i zaprowadziłam do przedszkola. Wróciłam do domu i znów nie potrafiłam nic zrobić. Wieczorem odebrałam dzieci, nakarmiłam, wykąpałam i położyłam do snu.
W takim stanie żyłam przez około dwa miesiące. Długo nie mówiłam rodzinie, co się wydarzyło. Mieszkam daleko od krewnych, więc to mnie uchroniło przed wczesnymi rozmowami i kazaniami. Wtedy nie dałabym rady tego znieść.
Po około ośmiu tygodniach zaczęłam powoli dochodzić do siebie. Dzięki dzieciom się nie rozpadłam i wytrzymałam wszystko. Moje milczenie pomogło mi przeżywać to wszystko wewnętrznie – inaczej byłoby o wiele gorzej. Moja najbliższa przyjaciółka była akurat za granicą, a na rozmowy przez internet nie miałam siły. Tak więc sama przetrwałam ten okres, ale moi ukochani mężczyźni – moi synowie – byli ze mną cały czas. To właśnie patrząc na nich, chciałam iść naprzód i nie poddawać się. I dobrze, że nie było nikogo, kto by mnie żałował. Przetrwałam to wszystko i teraz jestem pełna sił do życia i radości.
Kilka dni temu szliśmy z chłopcami z przedszkola i spotkaliśmy mojego byłego męża z jego nową partnerką. Chłopcy rzucili mu się w ramiona i zaczęli dopytywać, kiedy wróci do domu. Po cichu odciągnęłam ich. W domu musiałam wyjaśnić, że tata teraz będzie mieszkał gdzie indziej. Oczywiście nic nie zrozumieli i zasypali mnie pytaniami, na które nie byłam gotowa odpowiedzieć. Odpowiedziałam najlepiej, jak umiałam.
Trudno mi było to wszystko przyjąć, ale teraz już jest dobrze. Ze mną i z chłopcami wszystko w porządku. Prowadzę niewielki salon kosmetyczny, więc mam pracę i pieniądze. Dzięki temu spokojnie wychowam chłopców i dam im dobrą przyszłość. Nie potrzebuję pomocy od byłego męża. Jeśli będzie pomagał, pieniądze pójdą na dzieci. Mnie od niego nic nie trzeba. Niech się bawi i cieszy życiem.
Zastanawia mnie tylko jedno – teraz dzieci są za małe, by zrozumieć, co się stało. Ale kiedy dorosną – jak ich ojciec wyjaśni im, dlaczego wybrał nie rodzinę, a długonogą piękność?