Teściowa odmawia opieki nad wnukami. Mówi, że już wychowała swoje dzieci i teraz chce mieć spokój

Teściowa oznajmiła, że nie będzie zajmować się wnukami, bo swoje dzieci już wychowała i teraz chce mieć spokój. Nie rozumiem takiego podejścia – to przecież jej krew i ciało, dzieci jej synów, jak to możliwe, że nic w niej nie drgnęło?

Mamy z mężem już dwoje dzieci – jedno ma trzy lata, a drugie pięć miesięcy. Nie planowaliśmy, że różnica wieku między dziećmi będzie tak mała, ale tak wyszło. Postanowiliśmy, że od razu „odstrzelimy” i potem będzie łatwiej. Tym bardziej, że mam wiele koleżanek, których dzieci mają jeszcze mniejszą różnicę wieku. I jakoś sobie radzą.

Szczerze mówiąc, bardzo liczyłam na pomoc teściowej. Właściwie to ja liczyłam, mąż od razu powiedział, że jego mama nie jest fanem dzieci i raczej nie będzie się nimi zajmować. Wydawało mi się to dziwne, że kobieta, która wychowała dwóch synów, nie ma miłości do dzieci. Ale mąż miał rację.

Kiedy poprosiłam ją, żeby zajęła się starszym synem, podczas gdy ja pójdę z maluszkiem na wizytę, powiedziała mi, że ma swoje plany, których nie może zmienić. Miała basen – oto plany, których nie da się zmienić! W rezultacie ona bawi się na swój sposób, a ja musiałam umówić się na inny termin, żeby mąż mógł mnie zastąpić.

Gdyby moja mama mieszkała blisko, nie byłoby żadnych problemów – na pewno by pomogła, nawet nie musiałabym jej prosić, sama by zaproponowała. Ale mama mieszka daleko i nie może przyjechać, mają z tatą małe gospodarstwo.

Próbowałam rozmawiać z mężem, żeby jakoś wpłynął na mamę, ale stanowczo odmówił, mówiąc, że ona w ogóle nie lubi dzieci. Nawet oni z bratem nigdy nie byli dla niej najważniejsi, a co dopiero wnuki.

Według męża matka nigdy szczególnie się nimi nie interesowała, tylko w ramach obowiązkowego programu – zdrowie, nauka, plany na przyszłość. Nie było serdecznych rozmów ani silnej matczynej miłości.

Gdy teściowa dwa tygodnie temu przeszła na emeryturę, ponownie próbowałam zaangażować ją w opiekę nad wnukami. Może z synami nie dogadywała się najlepiej, ale z wiekiem ludzie stają się łagodniejsi, mądrzejsi. Tym bardziej, że dzieci teraz są w najbardziej urokliwym wieku, jak aniołki. Jak można ich nie kochać?

Poszłam do niej z wizytą, jakby przypadkiem przechodziłam obok. Wpuściła nas, ale bez entuzjazmu. Nawet nie pomogła mi rozebrać dzieci. Zaproponowała herbatę, nie odmówiłam. Byliśmy u niej pół godziny, a ja ciągle słyszałam tylko „nie wolno, nie dotykaj, nie biegaj, nie wchodź” skierowane do starszego. A dzieci nie mogą siedzieć w miejscu, muszą się ruszać.

Próbowałam delikatnie poruszyć temat, że przydałaby się nam pomoc z dziećmi, bo z dwójką jest ciężko, zwłaszcza w takim wieku. Słuchała mnie, kiwnęła głową, a potem powiedziała:

– Proszę, zapamiętaj, bo nie lubię powtarzać: wasze dzieci to wasze obowiązki. Swoje dzieci już wychowałam, nikt mi nie pomagał, poradziłam sobie sama. Wtedy było trudniej, teraz są pralki, zmywarki i mnóstwo innych udogodnień. Ja chcę spokoju i żyć dla własnej przyjemności, dla swoich synów zrobiłam wszystko, co powinnam.

Nie spodziewałam się takiej reakcji. Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam, po co rodziła dwóch synów, skoro nie lubi dzieci. Myślałam, że powie, że kocha dzieci, tylko jest zmęczona, ale ona po prostu odpowiedziała, że takie były czasy, inaczej się nie dało.

Wróciłam do domu w szoku. Pierwszy raz spotykam kobietę, która wychowała dwóch synów, ale nie kocha dzieci. Nawet wnuki jej nie wzruszyły, człowiek z kamienia. Jak myślicie, czy ona jeszcze zmięknie, czy lepiej nawet nie próbować z wnukami?