A pewnego razu wróciłam wcześniej z pracy i tak się złożyło, że nikt nie usłyszał, że weszłam. Słyszałam więc dobrze wszystko, co teściowa mówiła mojemu mężowi
Jesteśmy z moim mężem w małżeństwie od 8 lat, mieszkamy w metropolii, a pochodzimy z małych miejscowości. Dlatego rzadko odwiedzamy krewnych, a oni też nas odwiedzają tylko kilka razy w roku. Wszystko mi odpowiadało, ponieważ teściowa przyjeżdżała na kilka dni, bawiła się z wnukiem i była miła, pomagała mi w drobnych sprawach.
Ale zdarzyło się, że została całkiem sama. Rozumiejąc, jak trudne jest to dla kobiety, sama zaproponowałam mężowi, żeby przeprowadziła się do nas. Mnie też było by łatwiej, a poza tym, miałabym na kogo zostawić syna. Mamy trzypokojowe mieszkanie, więc wydzielenie miejsca nie było trudne.
Na początku wszystko było idealnie! Radość z dużej i przyjaznej rodziny, zdjęcie połowy obowiązków domowych z moich ramion miało pozytywny wpływ na nasze relacje. Wszystkim było wygodnie. Ale po kilku miesiącach zaczęłam dostrzegać pierwsze oznaki przyszłego rozstania. Mój mąż stwierdził, że moja kuchnia nie jest taka jak jego mamy! Byłam bardzo zdziwiona tym stwierdzeniem, bo przez 8 lat jedliśmy różnorodne potrawy i mąż zawsze pozytywnie reagował na nowe dania.
A pewnego razu wróciłam wcześniej z pracy i tak się złożyło, że nikt nie usłyszał, że weszłam. Słyszałam więc dobrze wszystko, co teściowa mówiła mojemu mężowi:
– Jarosław, a gdzie są pieniądze? – pyta go. – Poszłam do sklepu i wiesz, wydałam trzy razy mniej niż mówi twoja żona. Wydaje mi się, że nie jest u was tak dobrze, jak myślisz. Na co ona odkłada te pieniądze, które od ciebie dostaje? A praca? Czy jesteś pewien, że naprawdę pracuje do późna, a nie spędza czasu gdzie indziej? Coś jest nie tak w waszym królestwie. Nic ci nie mówiłam, ale wydaje mi się, że masz już rogi na głowie.
Stałam tam i prawie płakałam. To ja, tylko ja, byłam inicjatorką jej przeprowadzki. Otworzyłam jej drzwi do swojego domu. Przytuliłam ją do swojego serca. Uważałam ją za mamę.
– Tak, Jarosławie – powiedziałam wchodząc do kuchni. – Naprawdę pomyśl, jak to będzie dalej. Nic ci nie mówiłam, ale mieszkanie jest moje i drzwi znacie. A ile osób wyjdzie z nimi jutro rano, to już otwarte pytanie.
Następnego ranka mój mąż, dumnie prowadząc mamę pod rękę, wyszedł z naszego domu na zawsze. Powiecie – niewielka strata, ale chodzi o to, że żyliśmy wspaniale. Kochaliśmy się i byliśmy idealną parą. A najbardziej bolesne jest to, że to ja wszystko zrujnowałam.
To ja chciałam, żeby teściowa z nami mieszkała, bo uważałam ją za mamę, nie inaczej. I co?
