Od kiedy mąż odszedł do innej, znacznie młodszej kobiety, nauczyłam się żyć bez niego. Ale teraz postanowił wrócić, bo zachorował

Nie będę mówić, że jestem bez winy, a mój mąż jest całkowitym łajdakiem. Uważam, że oboje mamy swoje za uszami. Często przesadzałam, doprowadzałam do kłótni. Kiedy dowiedziałam się o kochance, nie byłam zaskoczona. Ale nie spodziewałam się, że będzie taka młoda. Puściłam go wolno, bo potrafił kupić drugie mieszkanie, gdzie z nią zamieszkał. Z naszego wspólnego mieszkania zabrał tylko swoje rzeczy, co uważam za godne postępowanie.

Czas leci bardzo szybko. Wydawało się, że mąż dopiero odszedł, a minęło już półtora roku. W końcu udało mi się jakoś pozbierać dzięki przyjaciółce. Ona ciągała mnie wszędzie, dopóki nie zaczęłam okazywać oznak świadomego życia.

Z mężem nie utrzymywałam kontaktu, rzadko się widywaliśmy. Zresztą nie rozwiedliśmy się. Odszedł i tyle. Każdy chyba myślał, że rozwód zainicjuje druga strona.

Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Głos kobiecy, nieznany. Zwróciła się do mnie po imieniu i nazwisku. Dowiedziałam się, że Jarosław zachorował i leży w szpitalu.

Myślałam, że chce mnie poinformować o sytuacji. Okazało się, że nie. Sama nie była zadowolona z tej rozmowy, ale kontynuowała. Była z nim u lekarza, który powiedział, że pacjent będzie w szpitalu po operacji co najmniej miesiąc, że nie będzie w stanie się schylać, ktoś musi przychodzić, pomagać mu w higienie.

Nie będę jej oceniać, zrozumiała, że nie wybrała młodego kochanka. Już planowała wyprowadzkę, pakowała rzeczy. Powiedziała, że klucz wrzuci do skrzynki na listy. Nawet się z nim nie pożegna, bo nie chce go martwić. Po prostu słuchałam, co mogłam powiedzieć? Jesteś wredna? Nie, jesteś głupia, ale zmądrzejesz i znajdziesz sobie partnera w swoim wieku, zdrowego.

Okazało się, że Jarosława tego samego wieczoru zoperowali. Jako oficjalna żona, bez problemu dostałam się do szpitala. Rano, gdy weszłam na salę, zobaczyłam go. Chudy, z zapadniętymi policzkami, szary na twarzy. Tylko oczy mu zostały.

Gdy mnie zobaczył, najpierw się zmieszał, potem ucieszył. Opowiedziałam mu całą historię, powiedziałam, że jestem gotowa pomóc. Wziął mnie za rękę, mocno ścisnął, a potem odwrócił głowę, ukrywając oczy.

Zobaczyłam w nim bliską osobę, której nie zostawię. Nigdy nie widziałam go tak słabego.

Nie ma we mnie złośliwości, to życie. Młoda – głupia, a jemu pod starość zachciało się poczuć krew w żyłach. Co będzie dalej, nie wiem. Teraz najważniejsze jest zdrowie. Nie będę wymagać ani oczekiwać od niego żadnych specjalnych gestów w moją stronę. Jeśli sam zdecyduje się ze mną żyć, będę zadowolona. Jest dla mnie najbliższą osobą, ale decyzję niech podejmie sam. Nauczyłam się żyć bez niego.