Moje dzieci uważają mnie za egoistkę, bo postanowiłam, że na emeryturze w końcu będę żyć dla siebie

Co złego jest w tym, że człowiek u schyłku życia chce trochę żyć dla siebie? Spać, ile chce, chodzić gdzie chce i kiedy chce, jeździć w odwiedziny i zapraszać gości, nie konsultując tego z nikim.

Tak naprawdę nie proszę o wiele. Po prostu moje dzieci przyzwyczaiły się, że mogą mnie bezwstydnie wykorzystywać, a moje życie jest podporządkowane wyłącznie ich potrzebom. W najlepszym razie są gotowe uzgodnić między sobą, kto i kiedy będzie mnie wykorzystywać. Moje zdanie nigdy się nie liczyło, zgoda była domyślna.

Przeszłam na emeryturę w wieku pięćdziesięciu lat, bo praca była szkodliwa i przysługiwała mi wcześniejsza emerytura. Może i nadal bym pracowała, ale dzieci postawiły mnie przed faktem, że potrzebują mojej pomocy.

Najpierw dziecko urodziło się córce. Mieli z mężem kredyt hipoteczny, nie było czasu na urlop macierzyński, więc wróciła do pracy, a niemowlęciem od czwartego miesiąca zajmowałam się ja. Nikt nie zapytał mnie, czy chcę brać na siebie taką odpowiedzialność. W końcu małe dziecko to jednak obciążenie, niezależnie od tego, jak na to spojrzeć. Wychowałam dwójkę swoich, ale to było dawno temu.

Kiedy starszy wnuk miał dwa lata, syn z synową urodzili dziewczynkę. Mieli swoje zmartwienia, kredyt hipoteczny i inne sprawy, więc wnuczkę też powierzyli mnie.

Opiekowanie się jednocześnie niemowlęciem i dwulatkiem było trudniejsze niż przepracowanie zmiany w fabryce: wiem, co mówię. Ale nie było możliwości odmowy.

– Córce pomogłaś, a jak ja potrzebuję pomocy, to mam dostać figę z makiem? – oburzał się syn.

Córka krzyczała, że nie może wrócić na urlop macierzyński, bo straci pracę, a miejsca w przedszkolu jeszcze nie dostali. Dzieci kłóciły się między sobą, a ja zajmowałam się dwójką dzieci.

Było trudno, więc kiedy starszy wnuk poszedł do przedszkola, odetchnęłam z ulgą. Jedno dziecko, choć aktywne, to jednak o wiele łatwiej niż dwoje.

Ale to, że wnuk zaczął chodzić do przedszkola, nie oznaczało, że przestałam się nim zajmować. Często musiałam go odbierać z przedszkola, a wnuczka była wtedy u mnie.

Wszystkich nakarmić, zająć się nimi, przebrać, zabawić. Kiedy rodzice zabierali swoje pociechy, nie miałam już sił na nic, chciałam tylko położyć się i patrzeć w sufit.

W końcu wnuki podrosły, było łatwiej, mniej mnie angażowali, choć wszystkie zwolnienia lekarskie należały do mnie. Z przedszkola też często odbierałam dzieci, ale przynajmniej nie spędzałam z nimi całych dni. A potem córka i synowa postanowiły iść na drugą rundę, i to jedna za drugą: ich ciąże różniły się tylko o pół roku. Ale wtedy jasno powiedziałam, że teraz same muszą pójść na urlop macierzyński: po prostu nie dam rady powtórzyć takiego maratonu z przeszkodami.

Trochę się na mnie pogniewali, ale nie udało im się mnie zmusić, więc poszły na urlop macierzyński. Starsze wnuki prawie przeprowadziły się do mnie, bo ich matkom brakowało sił i czasu, żeby zajmować się dwójką dzieci naraz.

Dziesięć lat zajmowałam się wnukami i rozwiązywałam problemy moich dorosłych dzieci. To liczę jako czas, który spędziłam na emeryturze. Wcześniej też im pomagałam, ale nie tak intensywnie.

Uważam, że dziesięć lat to wystarczający okres. Opiekowałam się wszystkimi czterema wnukami, wspierałam, pomagałam, zabierałam je do siebie, asekurowałam. I jestem zmęczona.

Uznaję, że wypełniłam swój obowiązek, dlatego poinformowałam dzieci, że teraz nie mogą mnie angażować w pytania i prośby o pomoc. Sama zdecyduję, kiedy i na jak długo zabiorę wnuki.

Śmieszne to może być, ale przez te dziesięć lat emerytury wyspałam się może z pięć razy. Resztę czasu spędzałam według budzika, bo musiałam zajmować się dziećmi.

Przyjaciółki zapraszają mnie w gości, jedna nawet nad morze, a ja nie mogę się wyrwać, bo od razu dzieci robią awanturę, że ich zawodzę, przecież na mnie liczyli.

– Jedź, ale zabierz wnuki – pozwolili mi.

A jaki to wypoczynek z dziećmi, zwłaszcza małymi? I jeszcze strach jechać sama z maluchami. Nigdzie się nie odejdziesz, nawet do toalety. Więc żadnych wyjazdów.

Teraz już wszystko! Jestem zmęczona, chcę odpocząć. Starsze wnuki są już duże, mogą pomagać rodzicom. Młodsze też nie są już niemowlakami, więc jakoś sobie poradzą beze mnie.

– Mamo, zachowujesz się jak egoistka. Potrzebujemy twojej pomocy, a ty myślisz o przyjaciółkach i narzekasz na brak snu! – skomentowały moje dzieci.

I miały czelność powiedzieć o mnie coś takiego. No cóż, skoro uważają mnie za egoistkę, to teraz zamierzam zasłużyć na ten tytuł.