Urodziłam mężowi nie syna, a brata

Jak już pewnie się domyśliliście, mój syn nie jest dzieckiem mojego męża, lecz jego ojca. I on o tym wie. Mimo to żyjemy jak normalna rodzina. Moja historia jednak nie przypomina tych z telewizyjnych seriali o zdradzie czy popularnych talk-show. Nigdy nie zdradziłam swojego męża i nigdy tego nie zrobię. Byliśmy zmuszeni podjąć taką decyzję dla dobra naszej rodziny. Teraz opowiem wam, jak do tego doszło.

Kiedy się pobraliśmy, długo staraliśmy się o dziecko, ale bezskutecznie. Po wspólnych badaniach okazało się, że mój mąż nie może mieć dzieci. Od razu zaproponowano nam różne opcje, jak możemy zostać rodzicami. Po długich rozważaniach zdecydowaliśmy się na sztuczne zapłodnienie. Adopcja dziecka z domu dziecka wydawała się nam ryzykowna, jak gra na loterii. Kto wie, jaki charakter będzie miało to dziecko, gdy dorośnie? Dawcę nasienia wybraliśmy sami, a został nim mój teść. Długo musieliśmy go przekonywać. Dla niego i jego żony było to dość dziwne. Tłumaczyliśmy, że to normalna procedura, stosowana w innych krajach. Po wysłuchaniu nas, zgodzili się, ale pod warunkiem, że dziecko nigdy nie dowie się prawdy. I nie tylko dziecko – nikt z naszych krewnych, przyjaciół czy znajomych nigdy nie miał poznać naszej rodzinnej tajemnicy.

Razem zebraliśmy potrzebne fundusze na zabieg. Zapłodnienie się udało, a już po kilku tygodniach poczułam, że jestem w ciąży. Byliśmy w siódmym niebie, bo nie mieliśmy pieniędzy na kolejną próbę. Całą ciążę dbano o mnie jak o narodowy skarb o globalnym znaczeniu. Miałam wszystko, czego tylko mogła sobie zażyczyć kapryśna ciężarna kobieta.

Narodziny Artyma były prawdziwym wydarzeniem w naszej rodzinie. Było dziwnie patrzeć, jak mnie i jego odbierali ze szpitala brat-ojciec, ojciec-dziadek i teściowa-macocha. Nawet pisząc to, czuję się dziwnie, a gdybyśmy powiedzieli komuś z zewnątrz, to pewnie pokazaliby na nas palcami i pukali się w czoło. Długo nie mogłam przyzwyczaić się do naszej sytuacji. Ale cieszyliśmy się, że w końcu zostaliśmy pełną rodziną, choć w tak nietypowy sposób. Najważniejsze było to, że dziecko się urodziło i było zdrowe. Trudno było uwierzyć, jak bardzo zbliżyliśmy się z narodzinami Artyma.

Dalej żyliśmy jak zwykła rodzina. Wszyscy cieszyli się z kontynuacji naszego rodu. Znajomi tylko dziwili się, jak bardzo Artym jest podobny do teścia. My tylko się uśmiechaliśmy, myśląc, jaka byłaby ich reakcja, gdyby poznali całą prawdę o naszej genealogii.